Czy starcie w wirtualnej przestrzeni rozstrzygnie o wyniku przyszłych wojen jeszcze zanim z koszar, lotnisk i portów wyjdą prawdziwe czołgi, samoloty i okręty? Pentagon niedawno po raz pierwszy przyznał, że cyberatak ze strony Chin stał się jednym z największych zagrożeń dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. A w miniony weekend podczas pierwszego spotkania z nowym chińskim prezydentem Xi Jinpingiem Barack Obama tylko jednej sprawie poświęcił więcej czasu niż starciu z Chinami w wirtualnej przestrzeni: groźbie uderzenia nuklearnego na USA przez Koreę Północną.
Powiązani z reżimem w Pekinie hakerzy od wielu lat doskonalili swoje umiejętności. O zagrożeniu z ich strony amerykańska opinia publiczna dowiedziała się jednak dopiero w ostatnim czasie. I dość nagle.
Nie narażać się Chinom
– Współpraca gospodarcza z Chinami ma strategiczne znaczenia zarówno dla amerykańskich władz, jak i amerykańskich koncernów. Ani jedni, ani drudzy nie chcieli więc mówić o cyberatakach w obawie o reakcję Pekinu – mówi „Rz" Gary Schmitt, ekspert American Enterprise Institute (AEI) w Waszyngtonie.
W 2010 roku amerykański wirus Stuxnet podkopał program atomowy Iranu
Dopiero kiedy skala i intensywność działań Chińczyków w wirtualnej przestrzeni urosły do takich rozmiarów, że zaczęły zagrażać strategicznym interesom USA, Obama zagrał w otwarte karty.