Reklama

Nauka nie gwarantuje już sukcesu zawodowego?

Co szósty Polak uważa, że nie warto się kształcić – wynika z badań CBOS.

Publikacja: 20.07.2013 01:05

Takiego kryzysu zaufania do systemu edukacji statystycy nie notowali do wielu lat. W minionej dekadzie odsetek osób, które wątpiły w potrzebę kształcenia, wynosił ledwie kilka procent.

Edycja badania CBOS „Wykształcenie ma znaczenie?" w 2004, a potem w 2007 r., wskazywała, że tylko 5 proc. osób, uważa, że nie warto się kształcić. Tych, którzy byli przeciwnego zdania, było aż 93 proc. Po 6 latach te statystyki mocno się zmieniły. Sensu kształcenia nie widzi ponad trzy razy więcej, bo aż 16 proc. respondentów. To o 11 proc. punktów procentowych więcej niż w 2007 r. Dokładnie o tyle samo ubyło tych, którzy widzą potrzebę zdobywania wiedzy. Ilościowo, te wyniki zbliżone są do badania, jakie przeprowadzono w 1993 r., tyle że wtedy studiowało ok. 584 tys. osób, a zawodowo kształciło się ponad 1,5 mln uczniów. Teraz, po 20 latach, te zestawienia odwróciły się. Mamy ok. 1,8 mln studentów i ok. 800 tys. uczniów kształcących się zawodowo.

Odpowiedź na pytanie, dlaczego tak ubyło entuzjastów edukacji, kryje się w tym samym badaniu. Aż 36 proc. respondentów uznało, że poziom wykształcenia nie ma wpływu na uniknięcie bezrobocia. Tak wysokiego odsetka deklaracji w tej sprawie nie zanotowano w tym badaniu nigdy. Jednocześnie tylko 57 proc. badanych stwierdziło, że wykształcenie pomaga znaleźć pracę, w 2002 r. takiego samego zdania było 80 proc. respondentów.

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego kryzys tłumaczy szybkim rozwojem tzw. kierunków masowych. „Marketing i Zarządzanie" czy „Turystyka i Rekreacja" przyciągały rzesze młodych ludzi.

Studia były łatwe i przyjemne, z drugiej strony ich organizacja nie była kosztowna, więc pojawiły się w ofercie wielu uczelni. Efekt? Kierunki masowe wykształciły masy bezrobotnych.

Reklama
Reklama

Bartłomiej Banaszak, rzecznik praw absolwenta: – odsetek bezrobotnych po turystyce kształtuje się na poziomie 18,4 proc., dla porównania po matematyce tylko 3,1 proc.

MNiSW podpiera się statystykami bezrobocia i przekonuje, że nie jest tak źle, jak mogłoby to wynikać z tego, co pokazują badania opinii. Statystyki mówią, że bezrobotna jest tylko co dziesiąta osoba z tytułem magistra, i co ósmy inżynier. Tymczasem bezrobotnych jest blisko 20 proc. osób z wykształceniem zawodowym i 16 proc. absolwentów liceów. Pozostaje pytanie, czy ci magistrzy i inżynierowie pracują w wyuczonych zawodach i zajmują stanowiska, które są zgodne z wykształceniem i odpowiadają ich kwalifikacjom. Na to pytanie statystyki nie dają odpowiedzi.

– Dyplom uczelni to sygnał dla pracodawcy, że jesteśmy kompetentni w danej dziedzinie, ale jest on cenny jedynie w sytuacji, gdy jest dobrem rzadkim – mówi „Rz" prof.  Jan Fazlagić z Akademii Finansów i Biznesu Vistula. Dodaje, że resort nauki powinien zadać sobie pytanie, co jest ważniejsze – czy to, by statystyki pokazywały, że wiele osób legitymuje się wyższym wykształceniem, czy raczej posiadanie społeczeństwa o rzeczywiście wysokich kompetencjach.

O tym, jak traktują dzisiejsze dyplomy przedsiębiorcy, najlepiej mówią ich recenzje dotyczące efektywności kształcenia studentów. Biznes narzeka na braki w praktycznym przygotowaniu absolwentów do podjęcia pracy, słabo wykształconych umiejętnościach miękkich, które ułatwiają pracę w zespole czy prowadzenie projektów dla pracodawcy. Efekty są takie, że przysposobienie absolwenta do wykonywania powierzonych mu obowiązków zajmuje niekiedy kilka miesięcy. Przedsiębiorcy narzekają też, że prace dyplomowe studentów powstają w oderwaniu od rzeczywistości.

Ponownie Fazlagić o jakości kształcenia: „Polska znajduje się w czołówce państw, które mają największą liczbę szkół wyższych przypadających na jednego mieszkańca. Wynika to z faktu, że w Polsce w latach 90. XX wieku założenie szkoły wyższej było proste i stosunkowo szybkie". W jego ocenie taka sytuacja doprowadziła do podwójnego kłamstwa. – Państwo okłamywało się, że ma dużą liczbę osób z wysokimi kwalifikacjami. Z drugiej strony absolwenci szkół wyższych żyli w przekonaniu, że faktycznie posiadają wiedzę adekwatną do poziomu wyższego wykształcenia – wyjaśnia profesor.

Dlatego coraz częściej, nawet w środowisku akademickim, mówi się o potrzebie zmiany finansowania szkolnictwa wyższego w taki sposób, by promował on jakość, a nie ilość. W tej chwili dla zdecydowanej większości uczelni podstawowym dochodem jest subwencja, którą otrzymują od państwa w oparciu o liczbę studentów, których kształcą. Rok temu wprowadzenie takiego „jakościowego" mechanizmu w rozmowie z „Rz" deklarował wiceszef resortu nauki Jacek Guliński. Na razie na zapowiedziach się skończyło.

Reklama
Reklama

Banaszak wskazuje, że dla właściwej oceny sytuacji bezrobocia absolwentów uczelni potrzebne są zmiany w badaniu ich zawodowych losów, tak by można było ocenić, jak radzą sobie poszczególne kierunki oraz uczelnie. Takie propozycje znalazły się w przyjętych niedawno przez rząd założeniach do ustawy prawo o szkolnictwie wyższym.

Resort nauki chce też podzielić uczelnie na ogólnoakademickie (które prowadziłyby badania naukowe) i zawodowe – czyli takie, których działalność bardziej skupia się na kształceniu  praktycznych cech przygotowujących do wykonywania pracy w określonym zawodzie. MNiSW podkreśla, że taki podział wprowadzono m.in. w Niemczech i w Austrii, czyli krajach, w których odsetek młodych osób bezrobotnych jest najniższy pośród wszystkich państw UE.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Społeczeństwo
Co przyciąga do Polski ukraińskich imigrantów? Wyniki badania
Społeczeństwo
Budżet Mazowsza na 2026 rok. Administracja pochłonie więcej niż zdrowie
Społeczeństwo
Zaborów nie widać. Usług publicznych też nie. I zyskuje na tym Konfederacja
Społeczeństwo
Jak zgłosić rosyjski dron przez telefon?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama