– Idę na emeryturę w sierpniu w wieku 65 lat i jednego miesiąca. W istniejących realiach demograficznych i przy poprawiającej się kondycji zdrowotnej Polaków to normalne, że pracujemy dłużej – mówi „Rz" pan Stanisław Szumski urodzony w 1948 roku. Jest jedną z kilku tysięcy osób, którą dotknęła wchodząca od początku tego roku reforma. Szumski tłumaczy, że przepracował 43 lata i dalej zamierza być aktywny na rynku pracy. – Będę realizował projekty z UE. Jeśli ktoś może pracować, to nie widzę powodu, by tego nie robić. Pamiętajmy, że wiek emerytalny podnosi cały świat, nie jesteśmy tu w jakiejś awangardzie – mówi.
Opór maleje
Czy jest to głos odosobniony? Jeśli brać pod uwagę sondaże prowadzone w trakcie ubiegłorocznych prac nad podnoszeniem wieku, to można by odnieść wrażenie, że tak. Polacy gremialnie odrzucali plany rządu. Wystarczy przypomnieć, że według badania przeprowadzonego przez Millward Brown SMG/KRC dla TVN24 w lutym 2012 roku propozycji wydłużenia wieku emerytalnego do 67 lat sprzeciwiało się aż 85 proc. Polaków. Zaledwie 9 proc. ankietowanych było „raczej za", a 5 proc. „zdecydowanie za".
Ten opór jednak maleje. Z naszej sondy w oddziałach ZUS w całej Polsce wynika, że przyszli emeryci i osoby, które dotknie zmiana wieku emerytalnego, nie buntują się dramatycznie przeciw dłuższej pracy. – Do ludzi dociera, że jeśli żyjemy dłużej, to powinniśmy dłużej pracować. Często traktują to jako szansę, a nie karę – mówi prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny.
Potwierdzają to nasze rozmowy z przedstawicielami ZUS. Małgorzata Korba, rzecznik ZUS w Lublinie, zauważa, że obecnie zdarzają się pojedyncze pytania o konkretne przypadki dotyczące dłuższej pracy. Więcej było ich w styczniu, gdy startował proces wydłużania wieku.
– Ludzie pytają, kiedy przejdą na emeryturę i jaki jest ich wiek. Są to jednak cały czas pytania dotyczące informacji, a nie komentarze dotyczące decyzji o dłuższej pracy – mówi Korba.