Generalny inspektor ochrony danych osobowych opóźnia pracę nad projektem ustawy reformującej urzędy pracy. Szefowi GIODO nie podobają się przepisy dotyczące profilowania bezrobotnych.
Chodzi o to, że projekt ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy zakłada, że każda osoba, która przyjdzie się zarejestrować do urzędu, będzie musiała wypełnić specjalny kwestionariusz określający jej „oddalenie od rynku pracy" i „gotowość do podjęcia pracy". Na jego podstawie rejestrujący się zostanie przypisany do jednej z trzech grup. Do pierwszej będą należeć ci, którzy nie potrzebują szczególnej pomocy, drudzy to wymagający niewielkiego wsparcia. Trzecią grupę będą stanowili ci, którzy potrzebują konkretnej pomocy ze strony służb zatrudnienia i opieki społecznej.
Bezrobotni (tak jak zresztą i dziś) będą informowali pośredniak o swoim wykształceniu, znajomości języków obcych, doświadczeniu zawodowym. Do tego dojdą także informacje o oczekiwaniach bezrobotnego wobec urzędu, określą pracę, jakiej gotowi by byli się podjąć oraz czy mogą iść do pracy w ciągu dwóch tygodni od zarejestrowania. To ostatnie pytanie ma za zadanie określić, czy osoba, która przychodzi do urzędu, rzeczywiście szuka zajęcia, czy rejestruje się jedynie dla składki.
Jedyne dane wrażliwe, które będą zbierane, to informacje dotyczące stanu zdrowia i niepełnosprawności. Te jednak są gromadzone także i dziś.
Co niepokoi więc GIODO? – Nie podoba mi się to, że te pytania, które będą zadawać urzędnicy, nie zostały określone w projekcie ustawy, ale trafią do rozporządzenia – mówi „Rz" Wojciech Wiewiórowski, szef GIODO. – Wierzę, że obecni ministrowie pracy nie będą tego katalogu rozszerzać, ale nie jestem w stanie przewidzieć, czy nie zrobią tego ich następcy. Dlatego wolę, żeby to zostało wpisane do ustawy – dodaje. Główny inspektor przestrzega, że taki rejestr będzie się za pracownikiem ciągnął latami i nie wiadomo, w czyje ręce ostatecznie trafi. Dotyczy to zwłaszcza osób zakwalifikowanych do trzeciej grupy, gdzie istnieje ryzyko, że mogą pojawić się informacje np. o nałogach. A one mogą stygmatyzować pracownika: – Te informacje zbierają służby zatrudnienia na Zachodzie. Dlatego nie możemy wykluczyć, że u nas będzie podobnie – tłumaczy.