Według operatora telefonii komórkowej T-Mobile na praskiej Letenskej Plani zebrało się 258 tys. osób żądających ustąpienia premiera i miliardera Andreja Babisza.
Poprzednio tak wielka manifestacja w tym samym miejscu odbyła się 25 listopada 1989 r. w czasie aksamitnej rewolucji. Dzień przed nią całe szefostwo rządzącej wtedy Czechosłowacją partii komunistycznej podało się do dymisji, a dzień po – nowe władze rozpoczęły negocjacje z opozycją.
Organizatorzy obecnych manifestacji wskazują jednak na oddziaływanie słowackich protestów w lutym i marcu 2018 r., które doprowadziły do ustąpienia tamtejszego premiera Roberta Fico. – Demonstracje Słowaków były wielką inspiracją, ale ich sytuacja była jednak trochę inna: znacznie bardzie poważna, tam zamordowano (dziennikarza) Jana Kuciaka. Ale u nas ludzie tracą cierpliwość do poczynań Babisza – tłumaczył jeden z przywódców manifestacji, student Benjamin Roll.
– Ludzie oczywiście mają prawo do wyrażania swych opinii, ale nie za bardzo rozumiem, dlaczego odbywają się te demonstracje – mówił z kolei obecny szef rządu Andrej Babisz, którego ustąpienia domagają się manifestanci w Pradze.
Premier zaś został oskarżony o zdefraudowanie ok. 2 mln euro dotacji unijnych poprzez sieć swoich firm Bocianie Gniazdo. Gdy policja ogłosiła wstępne wyniki śledztwa, premier zdymisjonował ministra sprawiedliwości i zastąpił go polityk bliską prezydentowi Miloszowi Zemanowi – Marią Beneszową. To wywołało kolejną falę społecznego protestu. – W Czechach obawiają się, że nowa minister doprowadzi do podporządkowania politykom wymiaru sprawiedliwości – powiedział „Rzeczpospolitej" praski analityk Martin Ehl.