Niektórzy eksperci mówią, że gdy zorientowaliście się, że wystąpiła tylko jedna firma, powinniście zadać pytanie do UZP, czy kontynuować przetarg, albo nawet go unieważnić.
Gdybym go unieważnił, to musiałbym zawrzeć z Asseco umowę z tzw. wolnej ręki, czyli bez przetargu. To dopiero budziłoby podejrzenia i było krytykowane. Pamiętajmy też o tym, że ten system ktoś musi utrzymywać. A jest to największy system w Polsce i obsługuje niezwykle wrażliwe społecznie funkcje – takie jak wypłata świadczeń czy ewidencjonowanie składek. Dziennikarze muszą zdawać sobie sprawę z tego, że jakiekolwiek opóźnienia w wyborze wykonawcy mogą doprowadzić do zagrożenia jego funkcjonowania.
Znów winne są media. Co zatem z innym zarzutem, że dyrektorzy ZUS z komisji mającej wybrać zwycięzcę przetargu zasiadali razem z przedstawicielami Asseco, czyli zwycięzcy, w Fundacji Fundowiczów.
Po pierwsze, komisja składała się z 20 osób, a nie dwóch. Wyobraża pan sobie, że te dwie osoby przekonują 18 do podjęcia nieracjonalnej i obarczonej ryzykiem karnym decyzji? Co więcej, komisji doradzali dodatkowo zewnętrzni eksperci, którzy wspomagali nas w przygotowaniu dokumentacji przetargowej.
Po wtóre, dwóch naszych dyrektorów zasiadało w radzie nadzorczej tej fundacji przez zaledwie rok i wycofało się z niej już w 2010 roku, czyli na blisko trzy lata przed ogłoszeniem przetargu. Fakt, że prezes fundacji nie odnotował tego w stosownym organie, nie oznacza, że ci ludzie nadal w organach tej fundacji zasiadali. Liczy się bowiem dzień złożenia rezygnacji, a nie odnotowania tego w dokumentach fundacji. Takie wyjaśnienia otrzymali od nas dziennikarze.
Ale stawiane są zarzuty, że zna pan ks. Sławomira Fundowicza, prezesa Fundacji, w której mieli spotykać się dyrektorzy ZUS i przedstawiciele Asseco.