Rzeka z elementami uzbrojenia wojskowego płynie przez granicę polsko-ukraińską. Wolontariusze, osoby prywatne, członkowie organizacji działających na rzecz wolnej Ukrainy na własnych plecach przenoszą kamizelki kuloodporne i hełmy.
47-letnia Ludmiła spod Kijowa od ponad dziesięciu lat pracuje w Warszawie, ale w swoim kraju zostawiła rodzinę: matkę, brata i dalszych krewnych. – Część mieszka na wschodnich krańcach. Blisko rejonów zajętych przez separatystów. Prosili o kamizelki kuloodporne i hełmy, to kupiłam i przesłałam przez znajomych – opowiada. Mówi, że wielu jej rodaków pracujących w Polsce wysyła do kraju taki sprzęt.
Pracującą w Warszawie panią Halinę zmobilizowany wiosną syn poprosił o kupienie w Warszawie hełmu i kamizelki, ponieważ walczy na wschodzie kraju.
– Wielu Ukraińców mieszkających w Polsce zajmuje się tego rodzaju działalnością – potwierdza Mirosław Bieniecki, szef Instytutu Studiów Migracyjnych. – Wiedzą, że sami muszą dozbroić rodaków.
Problem jednak w tym, że polskie przepisy dotyczące przewozu takiego sprzętu są bardzo złożone. – Traktuje się przewóz kamizelek i hełmów tak samo jak wywóz czołgu – mówi Tomasz Czuwara z Fundacji Otwarty Dialog. Dodaje, że choć kilka dni temu szef MON Tomasz Siemoniak stwierdził, że kamizelki i hełmy służą do obrony osobistej i nie ma powodu, żeby polskie służby celne blokowały tego rodzaju eksport na Ukrainę, ale ani izby celne, ani Ministerstwo Finansów nie są do tej interpretacji przekonane.