Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie zadecydował wczoraj, że śledczy mają się jeszcze raz przyjrzeć sprawie. – Wskazano na liczne błędy w prowadzeniu śledztwa – powiedział mecenas Piotr Dewiński, adwokat jednego z oskarżonych żołnierzy.
16 sierpnia 2007 roku w Afganistanie polscy żołnierze ostrzelali z moździerza wzgórza w okolicach wioski Nangar Khel. Jeden pocisk trafił w zabudowania, kilka kolejnych spadło wokół wsi. Zginęli cywile, w tym kobiety i dzieci. Prokuratura wojskowa uznała, że żołnierze celowali w zabudowania. Pod koniec ubiegłego roku oskarżyła sześciu żołnierzy o zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi im nawet dożywocie. Jednego oskarżono o ostrzelanie niebronionego obiektu. Za to grozi mu od pięciu do 15 lat więzienia.
Zatrzymanie żołnierzy wywołało burzę. Wielu polityków i wojskowych pytało, dlaczego zostali oni zatrzymani jak zwykli przestępcy. Pojawiły się też sugestie, że śledczy spieszyli się ze stawianiem im zarzutów.
Wczoraj sąd uznał, że prokuratorzy popełnili błędy. Według mecenasa Dewińskiego sędziowie uznali, że błędem było m.in. nieprzesłuchanie gubernatora afgańskiej prowincji, a także oficera, który prowadził szkolenia żołnierzy przed wyjazdem na misję do Afganistanu.
Sąd miał też skrytykować śledczych za to, że nie przeprowadzili wizji lokalnej. Śledczy w kraju opierali się wyłącznie na informacjach zebranych przez prokuratora, który badał sprawę na miejscu. A jak powiedział adwokat, sporo błędów popełniono już na etapie śledztwa w Afganistanie. Chodzi m.in. o raport balistyczny (badanie typu moździerza, z którego oddano strzały). Sędziowie uznali, że raport jest niepełny i należy zweryfikować informacje o broni i amunicji używanej na misji.