Reklama
Rozwiń
Reklama

Antyterroryści wpadli z wizytą

9-latek z traumą i zniszczone mieszkanie. Dlaczego? Bo policyjni komandosi pomylili adresy. Do dziś nie przeprosili

Publikacja: 09.12.2009 02:35

Antyterroryści wpadli z wizytą

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

9 lipca. Po godz. 11 Agnieszka Bloch z matką wychodzą do sklepu. Gdy po półgodzinie wracają, słyszą huki i strzały, widzą antyterrorystów, którzy otoczyli ulicę, a na trawie przed domem leżącego mężczyznę. Wszystkie okna w mieszkaniu i drzwi na taras pootwierane.

Pani Agnieszka wpada w panikę. W domu zostali jej 55-letni ojciec i dziewięcioletni syn. Dzwoni – to na stacjonarny, to na komórkę ojca. Nikt nie odbiera. Błaga policjantów, by wpuścili ją do środka, ale nikt nie chce z nią rozmawiać. W końcu jeden z nich zaprowadza ją i matkę do piwnicy. Tam widzi siedzącego na taborecie wystraszonego syna, obok skutego kajdankami ojca. I pilnujących ich dwóch antyterrorystów z bronią. Dopiero po jej interwencji ojcu zdejmują kajdanki.

– Gdzie psycholog do dziecka, co mam mu powiedzieć? – pyta zdenerwowana policjantów.

[srodtytul]Szukali Wietnamczyka[/srodtytul]

Identyczną akcję jak u Blochów policja przeprowadziła równocześnie w dwóch innych domach na tej ulicy. Antyterroryści szukali Wietnamczyka porwanego dzień wcześniej w Warszawie. Policja wytypowała trzy posesje w Łomży, w których mógł być przetrzymywany. W akcji wzięli udział najlepsi funkcjonariusze specjalizujący się w odbijaniu zakładników z Komendy Głównej i Stołecznej Policji. Blochowie ze sprawą porwania nie mieli nic wspólnego. Wietnamczyk był przetrzymywany, tyle że w domu sąsiadów.

Reklama
Reklama

– To okropne przeżycie – wspomina „wizytę” antyterrorystów Agnieszka Bloch. – Zawsze myślałam, że policja powinna nas chronić, zapewnić obywatelom bezpieczeństwo. Ale już tak nie myślę. Straciłam do nich szacunek i zaufanie.

Agnieszka Bloch twierdzi, że funkcjonariusze przekroczyli uprawnienia i źle przygotowali się do akcji. – Czy mój ojciec jest przestępcą, by skuwać go kajdankami? – pyta. Nie dopełnili też obowiązków, bo nieprecyzyjnie ustalili, gdzie może być przetrzymywany Wietnamczyk. – Nawet nie wiedzieli, że w domu jest dziecko – denerwuje się.

[srodtytul]Dziadek w kajdankach[/srodtytul]

Antyterroryści wpadli do przedpokoju, wcześniej wrzucając granat hukowy Nico, który wypalił podłogowe płytki. Policja twierdzi, że działała według procedur, „celem uzyskania elementu zaskoczenia”. Funkcjonariusze przeszukali dom, powyrzucali rzeczy z szaf. Gdy na piętrze zobaczyli kryjącego się mężczyznę, rzucili go na ziemię i skuli. Kazali mu leżeć twarzą do dołu. – To był mój ojciec, krył się ze strachu – opowiada pani Agnieszka. – Krzyczał, dlaczego tu wtargnęli. Mateusz ukrył się w kuchni pod stołem.

Zachowanie mężczyzny policjanci określili w raporcie jako „agresywne”. Przyznali, że chłopiec był zdenerwowany i nie chciał iść do innego pokoju, tylko położyć się koło dziadka. Potem zaprowadzili ich do piwnicy.

Efektem omyłkowej interwencji policji w domu Blochów oprócz spalonych płytek i stłuczonej lampy jest trauma dziecka. – Syn boi się zostać sam w pokoju, budzi się z krzykiem, śnią mu się koszmary, robi mu się słabo, gdy słyszy jakikolwiek huk – opowiada pani Agnieszka.

Reklama
Reklama

Na własną rękę poszukała psychologa, sama przez kilka tygodni brała tabletki na uspokojenie. Policja twierdzi, że ich pomoc odrzuciła. – Zaproponowali ją po dwóch miesiącach, tylko dlatego, że napisałam skargę – mówi pani Agnieszka.

Kiedy po akcji spisywano protokół zajścia, zapytała, kto pokryje straty. – Policjantka odpowiedziała mi, że policja jest biedna, sprawy odszkodowania ciągną się kilka lat, ale skargę mogę napisać. Więc napisałam – dodaje Agnieszka Bloch.

[srodtytul]Element pola walki[/srodtytul]

Na jej skargę do Komendy Głównej i Stołecznej Policji po kilku tygodniach nadeszła odpowiedź, że z posiadanych przez policję dokumentów wynika, iż policja działała zgodnie z procedurami i żadne roszczenie jej się nie należy. I że jeśli chce, może oddać sprawę do sądu.

Podinsp. Maciej Karczyński, rzecznik stołecznej policji, zapewnia, że skarga Blochów była zbadana dogłębnie i nie dopatrzono się nieprawidłowości. – Nasza akcja zapobiegła tragedii i doprowadziła do uratowania życia człowieka, któremu grożono śmiercią – mówi.

Blochowie złożyli też zawiadomienie w prokuraturze, ale ta odmówiła wszczęcia śledztwa. Uznała, że działania policji były prawidłowe, wynikały z „taktyki działań”, a rzucanie granatów to „elementy pola walki”. „Zdaniem policjantów (...) chłopiec był zdenerwowany, ale też sprawiał wrażenie podekscytowanego zaistniałą sytuacją” – uzasadniono w odpowiedzi.

Reklama
Reklama

Agnieszka Bloch: – My nawet przepraszam nie usłyszeliśmy.

W sprawie Blochów zamierza interweniować poseł PiS Krzysztof Putra: – Nie rozumiem, czemu tych Bogu ducha winnych ludzi traktuje się tak arogancko.

Jerzy Dziewulski, były policyjny antyterrorysta, przyznaje, że takie sytuacje się zdarzają. – Antyterroryści muszą podjąć ryzyko, czy wchodzą do wytypowanych mieszkań, czy czekają na bardziej szczegółowe ustalenia. Ceną jest życie zakładnika.

Ale dodaje: – Sukces to nie tylko uratowanie człowieka, to też słowo „przepraszam”.

9 lipca. Po godz. 11 Agnieszka Bloch z matką wychodzą do sklepu. Gdy po półgodzinie wracają, słyszą huki i strzały, widzą antyterrorystów, którzy otoczyli ulicę, a na trawie przed domem leżącego mężczyznę. Wszystkie okna w mieszkaniu i drzwi na taras pootwierane.

Pani Agnieszka wpada w panikę. W domu zostali jej 55-letni ojciec i dziewięcioletni syn. Dzwoni – to na stacjonarny, to na komórkę ojca. Nikt nie odbiera. Błaga policjantów, by wpuścili ją do środka, ale nikt nie chce z nią rozmawiać. W końcu jeden z nich zaprowadza ją i matkę do piwnicy. Tam widzi siedzącego na taborecie wystraszonego syna, obok skutego kajdankami ojca. I pilnujących ich dwóch antyterrorystów z bronią. Dopiero po jej interwencji ojcu zdejmują kajdanki.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Materiał Promocyjny
Aneta Grzegorzewska, Gedeon Richter: Leki generyczne też mogą być innowacyjne
Służby
Agent FSB ze stypendium polskiego rządu. Jak rosyjski szpieg znalazł się na specjalnej liście MSZ?
Służby
Akcja CBA. Były wiceminister został zatrzymany
Służby
Akcja CBA. Prezydent i wiceprezydent Nowego Sącza zatrzymani
Materiał Promocyjny
Osiedle Zdrój – zielona inwestycja w sercu Milanówka i… Polski
Służby
Ujawniamy kulisy cofnięcia Sławomirowi Cenckiewiczowi dostępu do tajemnic
Reklama
Reklama