Minister obrony Bogdan Klich pod koniec stycznia ma powitać w armii pierwszych żołnierzy, którzy zostaną powołani do służby zawodowej z korpusu Narodowych Sił Rezerwowych. Przygotowania trwały od 5 stycznia. Wówczas Dowództwo Wojsk Lądowych wysłało do podległych jednostek pismo, by powoływać z NSR ochotników do służby. – Mieliśmy do nich dzwonić i proponować przejście. Wszystko działo się na wariata – opowiada jeden z oficerów.
W dodatku, jak dowiedziała się „Rz”, wojskowe komisje lekarskie dostały polecenie, by maksymalnie skrócić badania tych kandydatów.
Teraz ponad 100 w ten sposób wybranych osób zostanie przeszkolona na poligonie w Nowej Dębie. – W trakcie szkolenia zostaną zapoznani z obowiązującymi aktami prawnymi oraz innymi dokumentami normującymi zasady służby wojskowej – mówi ppłk Tomasz Szulejko, rzecznik prasowy Dowództwa Wojsk Lądowych. – Odbędą szkolenie taktyczno-ogniowe oraz taktyczno-specjalne do pełnienia służby na przewidywanych stanowiskach.
Zdaniem byłego dowódcy Wojsk Lądowych gen. Waldemara Skrzypczaka nie będą wystarczająco przygotowani do zawodowej służby. – Taki kandydat powinien być co najmniej trzy miesiące w ośrodku szkolenia. A potem musi jeszcze przejść ok. dziesięciu miesięcy przeszkolenia, by zostać specjalistą i stać się pełnowartościowym żołnierzem – zaznacza gen. Skrzypczak.
Według planów MON w Narodowych Siłach Rezerwowych. w 2010 r. miało służyć 10 tys. żołnierzy, a do końca 2011 r. – 20 tys. Tymczasem kontrakty podpisało niewiele ponad 3 tys. ochotników. Czyli wojsko w tym roku musiałoby znaleźć jeszcze 17 tys. chętnych do korpusu rezerwistów. A ostatnie działanie ministerstwa, czyli decyzja, że ochotnicy z NSR w pierwszej kolejności mają być przyjmowani do służby stałej, jeszcze bardziej uszczupli te szeregi.