W 2005 r. Krzysztof Bondaryk – dziś szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego – pracował w Polskiej Telefonii Cyfrowej (operatorze sieci Era). Odpowiadał tam m.in. za ochronę informacji niejawnych. Wtedy właśnie miał zlecić sprawdzenie, czy w kancelarii adwokata Władysława H. jest podsłuch.
W firmie miały się zachować dokumenty świadczące o wydanym przez Bondaryka zleceniu.
Operację w kancelarii H. potwierdzają też materiały zgromadzone przez prokuraturę w śledztwie dotyczącym wycieku tajnych informacji z Ery. Jak twierdzi „Newsweek”, poszukiwanie podsłuchu miało mieć miejsce już wówczas, gdy H. interesowały się organy ścigania.
Dziś H. jest jednym z oskarżonych w aferze korupcyjnej w suwalskim wymiarze sprawiedliwości. Ciąży na nim także zarzut próby porwania oraz gróźb karalnych kierowanych pod adresem byłej współpracownicy, która wiedziała wiele o jego działalności. Spędził kilka miesięcy w areszcie. I Bondaryk, i ABW, milczą w tej sprawie. Rzecznik Agencji Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska stwierdziła tylko, że są to prywatne sprawy szefa.
H. nie chciał rozmawiać z „Newsweekiem”. Oświadczył jedynie, że prosił różne osoby o sprawdzenie użytkowanych przez siebie pomieszczeń. Władysław H. to były prokurator i wieloletni bliski znajomy Bondaryka. Był też adwokatem jego brata Marka, o którego udziale w gigantycznej aferze pisała „Rz”. Na początku lat 90. był on zamieszany w przemyt 700 kilogramów złota z Belgii na Białoruś i do obwodu kaliningradzkiego.