Na śmierć jeszcze nie zobojętnieli

Polscy lotnicy: zaraz po wylądowaniu włączamy telefony. Rodziny wtedy wiedzą: włączył telefon, znaczy, że żyje – mówią piloci

Aktualizacja: 16.04.2009 04:40 Publikacja: 16.04.2009 04:37

Wczoraj na lotnisku w Gdyni-Babich Dołach odbyła się uroczystość pożegnania czterech lotników, którz

Wczoraj na lotnisku w Gdyni-Babich Dołach odbyła się uroczystość pożegnania czterech lotników, którzy zginęli w katastrofie samolotu Bryza 31 marca. Mszy przewodniczył abp Tadeusz Gocłowski. W uroczystości wzięli udział m.in. minister obrony narodowej Bogdan Klich oraz szef BBN Aleksander Szczygło. Lotnicy zostali pośmiertnie mianowani na wyższe stopnie wojskowe

Foto: KFP

Major Cezary Zdebski opuścił pokład transportowej CASY w Powidzu, gdzie jest zastępcą dowódcy eskadry. Kilkadziesiąt minut później koledzy, którzy polecieli dalej, już nie żyli. Samolot rozbił się przed lotniskiem w Mirosławcu.

Dziś nie chce do tego wracać. – Kiedy słyszę o katastrofie, nie rozpytuję, nie spekuluję, nie dzwonię, by się czegoś dowiedzieć. Boję się, że zamiast kolegi, usłyszę, jak w jego telefonie włącza się skrzynka głosowa – przyznaje.

Dla pilotów przyszły trudne chwile. Jeszcze nigdy w historii polskiego lotnictwa nie było tak wielu katastrof w tak krótkim czasie.

W styczniu 2008 roku w Mirosławcu spadła CASA. Na miejscu zginęło 20 pasażerów i członków załogi – kwiat polskiego lotnictwa.

W lutym 2009 roku pod Inowrocławiem runął na ziemię należący do Wojsk Lądowych śmigłowiec Mi-24. Zginął pilot.

Miesiąc później rozbiła się bryza latająca w barwach Marynarki Wojennej, grzebiąc w swoich szczątkach czterech lotników.

Na to nakładają się informacje, że z powodu kryzysu MON obciął lotnikom pieniądze na paliwo, przynajmniej w niektórych formacjach. A mniej paliwa oznacza mniej lotów i szkoleń.

Były pilot wojskowego śmigłowca z Pułku Śmigłowców Bojowych w Pruszczu Gdańskim:

– Wszystko to niepokoi chłopaków. Piloci śmigłowców od czasu misji w Iraku przywykli do kłopotów, na wiele rzeczy zobojętnieli. Ale śmierć to jednak zawsze wstrząs.

Rodziny lotników też boją się milczących telefonów. Major Zdebski: – Podczas lotów komórki musimy mieć wyłączone. Dla naszych bliskich oznacza to chwile niepewności. Zaraz po wylądowaniu włączamy telefony, choć przez pewien czas i tak trudno się do nas dodzwonić. Wiadomo, odprawy, formalności. Ale rodziny już wiedzą: włączył telefon, znaczy, że żyje i napięcie opada.

[srodtytul]Tu mistrzów nie ma, cały czas się uczysz[/srodtytul]

Latanie? Pilot odrzutowca F-16: – W ciągu minuty samolot pokonuje 12, 13, 14 kilometrów. Decyzję trzeba podejmować w mgnieniu oka. A ty, tam w górze, jesteś sam. I to jest piękne.

Pilot transportowego herculesa: – Lot idzie jak po sznurku i nagle pogoda się psuje. Na pokładzie kończy się sielanka, zaczyna się team work. I to jest piękne.

Podpułkownik Cezary Wiśniewski skończył czterdziestkę, ale wygląda na młodszego. W poznańskiej bazie F-16 dowodzi tak zwaną grupą działań lotniczych. Mówi dużo i na luzie. Co chwilę rzuca fachowymi terminami, zwykle po angielsku. Bo, jak tłumaczy, baza jest anglojęzyczna. W tym języku prowadzone są odprawy i omówienia lotów.

– Nawet z technikami w hangarze rozmawiamy po angielsku. Żeby nie wyjść z wprawy – mówi.

Dowódca eskadry podpułkownik Krzysztof Cupryniak to jego przeciwieństwo. Do rozmowy włącza się rzadko, ale kiedy pytam, czy pilota powinna cechować zimna głowa, czy raczej ułańska fantazja, wybucha śmiechem.

– Siadasz za sterami, oddzielasz ziarno od plew. Problemy, sprawy do załatwienia zostają na ziemi, w powietrzu musisz być absolutnie skupiony – tłumaczy podpułkownik Wiśniewski.

I żadnego szarżowania. – Są tacy, co łatwo ulegają pokusie. Człowiek ma 500 – 600 godzin nalotu na odrzutowcu i czasem aż chce mu się powiedzieć „łał, teraz jestem mistrzem”. A tu mistrzów nie ma. Cały czas trzeba się uczyć: książki, czytanie map, nawet palce trzeba ciągle ćwiczyć, bo jak nie masz sprawnych wszystkich dziesięciu, w kabinie sobie nie poradzisz.

Wykonanie powierzonego zadania zajmuje pilotowi F-16 sześć – siedem godzin, z czego sam lot to półtorej, góra dwie godziny. Reszta to żmudne przygotowania.

[srodtytul]Hercules stary, ale jak nowy[/srodtytul]

– Ułańska fantazja chyba kończy się z chwilą, gdy na poważnie podejmuje się decyzję: zostanę pilotem. Może trochę później. Kiedy człowiek ma 18 – 19 lat, wydaje mu się, że może zrobić wszystko. Potem przychodzi rozsądek – tłumaczy major Zdebski.

Tutaj już samo pytanie o szarże za sterami może się wydawać niestosowne. Bo czy pilot potężnego samolotu transportowego może sobie w powietrzu pozwolić na brawurę?

Rozmawiamy na lotnisku w Powidzu. Kilkaset metrów dalej stoją bryzy, przed chwilą właśnie wylądowała CASA, a w hangarze technicy przygotowują  do służby potężnego herculesa – największą maszynę, jaką kiedykolwiek miała polska armia.

Samolot przyleciał ze Stanów Zjednoczonych dopiero kilkanaście dni temu. Przyprowadził go kapitan Krzysztof Szymaniec, który nie może się go nachwalić. Że choć tak duży, jest ekonomiczny, bo pali „tylko” 2,5 tysiąca kilogramów paliwa na godzinę. Że wcale nie jest taki stary, jak informowały media, bo 40 lat to ma tylko przytwierdzona do niego tabliczka z numerem, a w samej maszynie wymieniono praktycznie każdą część aż po nity zespalające całość.

W potoku technicznych szczegółów pojawia się wreszcie wątek osobisty. – To jeden z ostatnich samolotów, w których tak bardzo liczy się praca zespołowa. Na pokładzie ważni są nie tylko piloci, ale też technik pokładowy, nawigator. A właśnie to zawsze ciągnęło mnie do lotnictwa – przyznaje.

F-16 i hercules. Dwa różne światy. Ich pilotów trochę jednak łączy.

– Czy czujecie się elitą? – pytam.

Kapitan Szymaniec: – Z lotnictwem zawsze wiązał się pewien prestiż...

Podpułkownik Wiśniewski:

– Co tu dużo mówić. Latam samolotem, który jest lepiej wyposażony niż boeing. W powietrzu jest jak mercedes.

[srodtytul]Zobaczyłem niebo, to była prawdziwa moc[/srodtytul]

Jak to się wszystko zaczęło? Były pilot z Pruszcza: – Ojciec pilotował odrzutowce. O lataniu słyszałem od małego. W końcu każdy chłopak chce być albo strażakiem, albo pilotem.

Kapitan Szymaniec: – Jako dziecko uczestniczyłem w locie widokowym dwupłatowym antonowem. W powietrzu już wiedziałem, że muszę iść do szkoły w Dęblinie.

Podpułkownik Wiśniewski:

– Najpierw były samoloty z papieru, modelarstwo. Później szybowce, pierwsze prawdziwe samoloty i iskra w szkole oficerskiej. Kiedy usiadłem za sterami, poczułem szybkość, zobaczyłem niebo. To była prawdziwa moc.

A potem? Czasem przychodzi rozczarowanie. – Gdybym znów mógł wybierać, to raczej nie zdecydowałbym się na latanie – mówi pilot z Pruszcza Gdańskiego. Jeden z powodów to misje i pospieszne szkolenie przed wyjazdem na nie.

– Jest dużo śmigłowców, mało pilotów. W Polsce muszą się przygotować w bardzo krótkim czasie. Nie chciałbym w Afganistanie ponosić odpowiedzialności za ludzi na pokładzie, gdybym nie był odpowiednio wyszkolony – tłumaczy.

Częściej lotnicy odczuwają chyba satysfakcję. Major Zdebski: – Jako pilot samolotu pasażerskiego na pewno zarobiłbym więcej, ale nie przyszedłem tutaj dla pieniędzy. Po prostu chciałem latać jako żołnierz.

[ramka][srodtytul]Wielu pilotów, mało paliwa[/srodtytul]

W polskiej armii służy obecnie 900 lotników, którzy latają na blisko 500 różnego typu samolotach i śmigłowcach. Lotnictwo wojskowe to nie tylko Siły Powietrzne. Swoich pilotów mają zarówno Marynarka Wojenna, jak i Wojska Lądowe.

Kariera pilotów tzw. maszyn wysokomanewrowych, czyli F-16, Mig-29 czy Su-22, trwa zazwyczaj od 15 do 20 lat. Potem lotnik, po krótkim przeszkoleniu, może kontynuować służbę, latając na śmigłowcach czy samolotach transportowych.

Pilot wojskowy, prócz podstawowej pensji, która wynika ze skomplikowanej siatki płac obowiązującej w armii, może liczyć na kilka dodatków. To między innymi stały miesięczny dodatek specjalny w wysokości od 750 do ok. 5000 tys. zł oraz – dla pilotów o stażu służby powyżej 10 lat – wypłacany raz w roku dodatek specjalny od 3360 do 15 120 zł, a w przypadku pilotów F-16 nawet więcej.

Mimo to z wojska odchodzą doświadczeni instruktorzy (choć nie ci szkolący pilotów F-16). Jak ujawniła „Rz”, szkolenie cierpi też z powodu braku paliwa. Rzecznik praw obywatelskich poinformował wczoraj, że po naszych tekstach poprosił MON o informacje w tej sprawie.

[i]zal[/i][/ramka]

Major Cezary Zdebski opuścił pokład transportowej CASY w Powidzu, gdzie jest zastępcą dowódcy eskadry. Kilkadziesiąt minut później koledzy, którzy polecieli dalej, już nie żyli. Samolot rozbił się przed lotniskiem w Mirosławcu.

Dziś nie chce do tego wracać. – Kiedy słyszę o katastrofie, nie rozpytuję, nie spekuluję, nie dzwonię, by się czegoś dowiedzieć. Boję się, że zamiast kolegi, usłyszę, jak w jego telefonie włącza się skrzynka głosowa – przyznaje.

Pozostało 94% artykułu
Służby
Kto nagrywał białoruskich kibiców na meczu w Warszawie? Czy sprawą zajmą się służby?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Służby
Strefa buforowa na granicy z Białorusią zostanie na dłużej
Służby
Piotr Pogonowski zatrzymany. Został doprowadzony do Sejmu na przesłuchanie
Służby
„O Pegasusie dowiedziałem się z mediów”. Były szef ABW Piotr Pogonowski zeznawał po doprowadzeniu przed komisję śledczą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Służby
Piotr Pogonowski: Jako były szef ABW chciałbym sprostować kłamstwa o Pegasusie