Sąd wykazał, że postępowanie przełożonych dyscyplinarnych było nierzetelne oraz że bez znaczenia jest to, czyja własność była zagrożona nielegalnym działaniem.
Do dyżurnego komisariatu policji zadzwoniła żona, alarmując, że na posesji sąsiada pracuje ciągnik, który dokonuje oprysków chemicznych. Policjant skierował tam podwładnego, który stwierdził, że osoba prowadząca ciągnik nie ma przy sobie niezbędnych dokumentów, a ciągnik nie ma ważnych badań technicznych ani polisy OC. Dyżurny wysłał najpierw policjanta, a następnie zmotoryzowany patrol interwencyjny.
Za to m.in. komendant miejski ukarał dyżurnego naganą. Zarzucił mu przekroczenie uprawnień poprzez zaangażowanie nieadekwatnych do sytuacji sił i środków. Okazało się także, że policjant jest w sąsiedzkim konflikcie ze zleceniodawcą oprysków.
Niezbędne wsparcie
Policjant w odwołaniu stwierdził, że – jego zdaniem – okoliczności zdarzenia wymagały interwencji patrolu zmotoryzowanego. Przyznał, że zlecił interwencję policjantów, bo zagrożenie niedozwolonym użyciem środka chemicznego wymierzone było w jego mienie. A oprysku dokonano na polecenie sąsiada, z którym jest w pewnym stopniu spokrewniony i od jakiegoś czasu skonfliktowany.
Komendant wojewódzki policji utrzymał w mocy zaskarżone orzeczenie, bo w jego ocenie dyżurny powinien wyłączyć się z nadzorowania interwencji. Zdaniem komendanta w związku ze zgłoszeniem żony dyżurny miał prawo wysłać na miejsce policjanta, który podejmie interwencję, ale inicjowanie dalszych działań, kierowanie nimi od momentu uzyskania informacji, iż sprawa dotyczy jego krewnego, jest niezgodne z zasadami etyki zawodowej. Dodatkowo przełożony dyscyplinarny stwierdził, że zagrożenie mienia, na które powołuje się skarżący, nie było wielkie, gdyż, jak sam dyżurny zaznaczył, oprysk środkiem randap spowodował zniszczenie jego kwiatów o wartości 50 zł.