Czwartek miał przynieść przełom. Najpierw w Senacie minister Konstanty Radziwiłł zapowiedział zwiększenie wynagrodzenia wszystkich rezydentów o 400–500 zł brutto, a trzy godziny później ogłosił, że w przyszłym roku rząd zacznie zwiększać nakłady na ochronę zdrowia, by za siedem lat osiągnąć 6 proc. PKB. – To historyczny dzień – przekonywał Radziwiłł, który dojście do 6 proc. PKB w 2025 r. zapowiadał już w czerwcu 2016 r., w dokumencie „Narodowa służba zdrowia", który zakładał też m.in. likwidację NFZ i wprowadzenie od 2018 r. Urzędu Zdrowia Publicznego.
Przyjęty przez Komitet Stały RM projekt ustawy zwiększającej środki na ochronę zdrowia przewiduje, że w 2018 r. zostanie na nią przeznaczone 4,67 proc. PKB, w 2019 r. – 4,84 proc., w 2020 r. – 5,03 proc, w 2021 r. – 5,22 proc., w 2022 r. – 5,41 proc., w 2023 r. – 5,6 proc., a w 2024 – 5,8 proc.
Radziwiłł dodał, że rekordowy zastrzyk środków na ochronę zdrowia może pozwolić zlikwidować kolejki. Szczególnie 1,5 mld zł, które miałyby zostać przeznaczone na ochronę zdrowia, jeśli dojdzie do nowelizacji budżetu na ten rok. Mimo tej ofensywy, którą minister zdrowia prowadził w towarzystwie ministra w KPRM Henryka Kowalczyka, do przełomu nie doszło.
Rezydenci do zapowiedzi podeszli z rezerwą i nie przerwali trwającej od 2 października głodówki. W czwartek poparły ich pielęgniarki z OZPiP, a do protestu dołączyły kolejne miasta. – Ubolewamy nad tym, że rząd nie uwzględnił naszych postulatów. Dojście do poziomu finansowania o blisko procent niższego niż ten, który postulowaliśmy (6,8 proc.), i to w czasie dwukrotnie wolniejszym, to żadne rozwiązanie – mówi Damian Patecki, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL i inicjator protestu. Lekarz pochodzi z Łodzi, która obok Szczecina i Leszna na początku tygodnia zorganizowała własne protesty głodowe.
A Michał Bulsa, wiceprezes PR OZZL i organizator głodówki w Szczecinie, dodaje, że festiwal rządowych obietnic trwa od dwóch lat: – Dopóki nie poznamy konkretów, nie mamy o czym rozmawiać.