– Mamy najnowocześniejszy sprzęt w regionie i mnóstwo chętnych do badań. Sprzęt stoi jednak niewykorzystany, bo państwo dusi nas gorsetem limitów – twierdzi dyrektor Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie Janusz Solarz.
Andrzej Jacyna, z-ca dyrektora ds. lecznictwa w Szpitalu Klinicznym im. prof. Orłowskiego w Warszawie, twierdzi, że teraz po godz. 14 blok operacyjny stoi praktycznie niewykorzystany. Podkreśla, że prywatni pacjenci mogliby leczyć się po godz. 15, a nawet w soboty, bez straty dla „państwowego” pacjenta. – Pieniądze z usług komercyjnych poprawią sytuację finansową szpitala. Będziemy mogli przyspieszyć jego modernizację – mówi Mieczysław Błaszczyk, dyrektor Szpitala Klinicznego im. prof. Adama Grucy w Otwocku.
Jednak, jak podkreśla wiceminister zdrowia Jakub Szulc, na razie szpitale publiczne mogą podpisywać umowy tylko z NFZ lub z firmami ubezpieczeniowymi. Oferta tych ostatnich jest na razie bardzo mało popularna, a w związku z tym dość droga. Jeżeli natomiast szpitale będą sprzedawać zabiegi komuś innemu, np. osobie prywatnej, grożą im za to poważne sankcje, w tym wykreślenie z rejestru placówek ochrony zdrowia. A to oznacza zamknięcie.
Wcześniej część szpitali próbowała realizować usługi komercyjne np. przez przyszpitalne fundacje, ale mniej więcej trzy lata temu zaostrzono kontrole. Szpitalni menedżerowie wciąż próbują omijać przepisy ograniczające komercyjne świadczenie usług. – Podczas ostatniej kontroli NIK szczególnie sprawdzał, czy nie prowadzimy działalności komercyjnej i np. nie wynajmuje sal operacyjnych placówkom komercyjnym – mówi Krzysztof Popławski, dyrektor medyczny Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu.
[srodtytul]I tak płacą[/srodtytul]