Szersze wykorzystanie kontraktu socjalnego i powierzanie usług socjalnych, w tym aktywizacji społecznej, organizacjom pozarządowym – to główne założenia przygotowywanej przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej nowelizacji ustawy o pomocy społecznej. Z raportów Najwyższej Izby Kontroli wynika jednak, że to zły pomysł.
Wysokie nakłady
– Jedynie co siódma osoba, która realizuje kontrakt socjalny, usamodzielnia się. Jego koszt wynosi średnio 24 tys. zł. W skali kraju to 2 mld zł. Wątpliwe jest, czy te środki warto inwestować – mówił Jacek Uczkiewicz, wiceprezes NIK, na wczorajszym posiedzeniu sejmowej Komisji ds. Kontroli Państwowej. I dodał, że nieefektywnie prowadzone jest także zatrudnienie socjalne.
Zajęcia organizowane przez centra integracji społecznej są drogie. Nie wszyscy zapisani na nie mają też wystarczająco dużo wytrwałości, by ukończyć kursy. Nie są dostatecznie zmotywowani. Najgorzej wypadają zajęcia prowadzone przez fundacje i stowarzyszenia. W latach 2011–2012 w centrach samorządowych zajęcia ukończyło 79,6 proc. osób, a 44 proc. usamodzielniło się. Tymczasem w centrach pozarządowych kursy ukończyło 64,8 proc. uczestników, a usamodzielniło się zaledwie 28,4 proc.
Przeciętny koszt takiego usamodzielnienia się to 69 tys. zł. Z tym że w centrach pozarządowych jest prawie dwukrotnie wyższy niż w samorządowych. W tych pierwszych wynosi 105 tys. zł, a w tych drugich – 54 tys. zł. Rocznie zaś wydaje się na nie aż 134 mln zł. Środki te jednak w dużej mierze pochodzą z zasobów unijnych, z Europejskiego Funduszu Społecznego.
– Na podstawie tylko tych danych nie można rzetelnie ocenić, kto skuteczniej wykorzystuje środki. Warto jednak przyjrzeć się praktyce przyznawania unijnych grantów. Zdarza się, że otrzymują je organizacje, które sprytnie potrafią napisać projekt, a niekoniecznie te, które mają doświadczenie – przyznaje Tomasz Kaźmierczak z Instytutu Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego.