Walka z wiatrakami jest prowadzona na wielu frontach. Są protesty, pojawiają się też projekty ustaw, które przewidują ograniczenia lokalizacji takich inwestycji.
Bitwy toczą się również na salach sądowych. Niedawno potyczkę przegrała gmina, która chciała ograniczyć lokalizację turbin wiatrowych na swoim terenie. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Białymstoku orzekł, że gmina nie może określać lokalizacji turbin w drodze uchwały, i uchylił ją. Radni Jeleniewa postanowili, że na terenie gminy lokalizowanie elektrowni wiatrowych o mocy powyżej 100 kW ma być możliwe w odległości 1500 m od zabudowań mieszkalnych. Akt ten dopuszczał postawienie wiatraków bliżej, ale pod warunkiem uzyskania zgody wszystkich właścicieli. Białostocki WSA uznał, że taka uchwała ma charakter aktu prawa miejscowego podjętego bez upoważnienia ustawowego, co skutkuje jego nieważnością.
Niektórzy nie chcą mieć wiatraków tuż za oknem, inni cieszą się z takich inwestycji, bo budżet samorządu dostaje wtedy zastrzyk gotówki, a to oznacza rozwój gminy. Są jednak pomysły ustawowego określenia lokalizacji turbin wiatrowych. W poselskim projekcie nowelizacji prawa budowlanego, który przygotowali posłowie PiS, proponuje się, by elektrownie wiatrowe o mocy przekraczającej 500 kW nie mogły powstawać w odległości bliższej niż 3 km od zabudowań mieszkalnych. O projekcie negatywnie wypowiedziała się Rada Ministrów, ale odmienne zdanie na początku stycznia 2014 r. wyraził premier. Prace nad tym rozwiązaniem są więc kontynuowane w Sejmie.
Prawo nawet dziś nie pozwala na wiatrak w dowolnej lokalizacji. Robert Zajdler, radca prawny z kancelarii Zajdler Energy Lawyers, wskazuje, że wymagana przy takich inwestycjach ocena jest instrumentem prawnym umożliwiającym kompleksową ocenę wpływu przedsięwzięcia na środowisko.
– Identyfikowane są konkretne oddziaływania planowanego przedsięwzięcia na środowisko oraz wskazywane sposoby zapobiegania, ograniczania lub minimalizowania skutków realizacji inwestycji – tłumaczy Zajdler.