Konstytucjonaliści wskazują, że ciągle istnieje możliwość odwołania zaplanowanego na 6 września referendum. Może to uczynić nawet za pięć dwunasta prezydent. „Rzeczpospolita" apeluje, aby przed podjęciem decyzji Andrzej Duda zważył wszystkie racje.
Za odwołaniem referendum przemawia wiele argumentów. Rozpisano je w okresie politycznej gorączki, bez odpowiedniej dyskusji. Grozi niską frekwencją, prawną nieskutecznością i kompromitacją tej formy sprawowania władzy przez naród.
Jeszcze ważniejsze są wady pytań: na to o zasadę orzekania na korzyść podatników już odpowiedział Sejm, pytanie o finansowanie partii z budżetu jest mylące, gdyż nie pyta się tam, z czego miałyby być one finansowane. Najważniejsze pytanie o JOW w wyborach do Sejmu według części prawników jest niekonstytucyjne – gdyż podważa uregulowane w konstytucji zasady ordynacji, a według innych niedostatecznie precyzyjne – bo nie wiadomo, jak należałoby JOW wprowadzić.
Z drugiej strony państwo poniosło już niemałe koszty organizacji referendum. Jak powiedział „Rzeczpospolitej" Wojciech Hermeliński, przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, PKW już wydała prawie połowę z 90 mln zł przeznaczonych na głosowanie, czyli ok. 40 mln zł. To wydatki m.in. na informatyków i programistów oraz wydrukowane już karty do głosowania.
Są konstytucjonaliści, którzy nie mają wątpliwości, że prezydent może odwołać referendum. – Nie ma aktów prawnych, których nie można zmienić – wskazuje prof. Mariusz Muszyński z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. – Sens zgody Senatu na referendum polega na tym, by prezydent nie nadużywał tego narzędzia. To zabezpieczenie nie ma sensu przy rezygnacji z niego.