Przypomnijmy, że 10 stycznia Centrum Informacyjne Rządu poinformowało w komunikacie, że premier Donald Tusk odwołał, na wniosek szefowej resortu rodziny, prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych Gertrudę Uścińską.
Agnieszka Dziemanowicz-Bąk przekonywała wówczas, że nowe wyzwania w obszarze ubezpieczeń społecznych, jakie stawia przed sobą rząd, wymagają nowego otwarcia, gwarantującego odpowiedzialne zarządzanie tak ważną instytucją.
Taki ruch był zaskoczeniem nie tylko dla samej prezes, ale też dla wielu ekspertów. Większość tłumaczyła ten pośpiech chęcią natychmiastowego obsadzenia tego stanowiska osobą z kręgu obecnej koalicji rządzącej. Problem w tym, że minął już miesiąc, jednak prezesa dalej nie ma. Chociaż z naszych informacji wynika, że giełda nazwisk kandydatów na to stanowisko jest mocno rozkręcona. Pojawiają się zarówno niezależni eksperci z rynku, osoby z politycznego nadania oraz związane z ZUS w przeszłości. Oprócz pytań o personalia pojawiają się też te wyrażające obawy o funkcjonowanie zakładu w obecnej sytuacji.
Czytaj więcej
Właśnie mija miesiąc od odwołania Gertrudy Uścińskiej ze stanowiska szefowej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, a nazwisko jej następcy ciągle nie jest znane. Tymczasem liczba problemów, przed którymi staje ZUS, cały czas rośnie.
Czy wakat na stanowisku prezesa ZUS jest groźny dla funkcjonowania systemu?
– Są pewne zadania, które są właściwe tylko prezesowi ZUS. Mówi o nich art. 73 ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych. Do kluczowych kwestii z perspektywy ubezpieczonych należy m.in. nadzór nad orzecznictwem lekarskim dla celów ubezpieczeń społecznych, bo obok wnioskodawców to prezes wnosi sprzeciwy do nieprawidłowych rozstrzygnięć. W jego kompetencji leży też przyznawanie świadczeń w drodze wyjątku, tj. w sytuacji kiedy ubezpieczony nie spełnił przesłanek do otrzymania go w normalnym trybie i nie ma niezbędnych środków do utrzymania. Prezes ZUS decyduje też o rodzicielskich świadczeniach uzupełniających (tzw. mama 4+) – wymienia dr Tomasz Lasocki z WPiA UW.