Ich wyroki jako niepoparte należycie dowodami uchylił Sąd Najwyższy.
Sąd dyscyplinarny Izby Notarialnej w Katowicach uznał, że notariuszka Agata Ł.G. uchybiła powadze zawodu, ponieważ w pewnym okresie sporządzała nadmierną liczbę aktów notarialnych. Miała robić to „metodą przemysłową”, to znaczy m.in. nie odczytując stronom w całości aktów, nie pytając ich, czy zrozumiały ich treść. Ponadto odbywało się to w obecności osób postronnych. Takie postępowanie, zdaniem sądu, podważało zaufanie do zawodu rejenta i zasługiwało na naganę. Wyrok utrzymał Wyższy Sąd Dyscyplinarny przy Krajowej Radzie Notarialnej, do którego odwołała się notariuszka, zarzucając, iż dowodem dla pierwszej instancji był tylko protokół lustracji przeprowadzonej w kancelarii. Rejent lustrator nie miał zresztą zastrzeżeń do treści aktów.
– Nawet czytałam je w określonym tempie i okazało się, że w rozszerzonym czasie pracy kancelarii zdążyłabym to zrobić – mówiła notariuszka przed Sądem Najwyższym, który rozpatrywał jej kasację.
[b]Sprawa dotyczyła ostatnich kilku miesięcy 2007 r., kiedy weszły w życie przepisy pozwalające członkom spółdzielni uwłaszczyć się na mieszkaniach. Notariusze w całym kraju mieli wówczas pełne ręce roboty [/b]przy aktach przeniesienia własności.
– Przyjechał samochód z dokumentami, którymi zostałam zasypana już pierwszego dnia. Były kompletne, więc nie było żadnych przesłanek, by odmawiać sporządzania aktów – opowiadała obwiniona notariuszka. Przez cały ten czas kancelaria pracowała od 8 do 21, zatrudniono kilku nowych pracowników.