Za sprawą noweli procedury karnej, która dziś wchodzi w życie, minister sprawiedliwości będzie mógł przystąpić jako tzw. interwenient uboczny (osoba mająca interes prawny w rozstrzygnięciu danej sprawy) do procesów, w których sędziowie dochodzą roszczeń np. za nadgodziny czy kilometrówki.
Minister nie musi wykazywać interesu prawnego. To wyjątek wśród wszystkich innych interwenientów. Na tym nie koniec przywilejów. O tym, czy inni interwenienci wezmą udział w procesie, decyduje sąd, w odniesieniu do ministra sąd nie ma nic do powiedzenia.
Zmiana była konieczna, bo resort sprawiedliwości źle ocenił dotychczasową sądową praktykę. Prowadziła ona do tego, że sędziowie występowali o podwyżkę wynagrodzenia do własnego sądu, bo prezesi nie prowadzili należytej polemiki z pozywającymi.
Mało tego: są nawet sędziowie, którzy pieniądze za nadgodziny przyznają samym sobie. Po zmianie minister dostanie szansę na przypilnowanie budżetu. Od dziś może przystąpić do sprawy w każdym jej stanie i na każdym etapie aż do zamknięcia rozprawy w drugiej instancji.
Nowe uprawnienia ministra bardzo się nie podobają sędziom. Argumentują oni, że w takim razie np. w sprawach z pozwu nauczycieli o ich pensje powinno się dopozywać do sprawy ministra edukacji, a lekarzy – ministra zdrowia.