Sędzia Michał Laskowski: Prezydent nie jest strażnikiem konstytucji

Nie wiem, co z ułaskawieniem szefów CBA zrobi sąd, ale w składzie TK orzekali dublerzy – przypomina Michał Laskowski, były prezes Izby Karnej SN, który zostaje w tej izbie jako szeregowy sędzia. – Jako obywatel mam prawo manifestować i czcić rocznicę 4 czerwca – mówi o swoim udziale w niedzielnym marszu.

Publikacja: 05.06.2023 03:04

Michał Laskowski

Michał Laskowski

Foto: tv.rp.pl

Po trzech latach kadencji przestał pan pełnić funkcję prezesa Izby Karnej Sądu Najwyższego. Jakie to były lata?

Z jednej strony trudne. Mieliśmy pandemię i kolejne pseudoreformy wprowadzane w Sądzie Najwyższym i w sądownictwie. Mieliśmy nowych sędziów, także sędziów z byłej Izby Dyscyplinarnej przenoszonych do Izby Karnej. To wszystko wpływało na to, że łatwo nie było.

Z drugiej strony był to całkiem niezły okres, jeśli chodzi o wyniki pracy Izby Karnej. Pomimo wzrastającego wpływu zdołaliśmy go opanować. Wszyscy uczciwie i rzetelnie pracowali. Atmosfera, zwłaszcza wśród tych starych sędziów, z którymi się najczęściej kontaktowałem, była bardzo dobra. Nie mieliśmy też jakichś konfliktów czy zadrażnień związanych właśnie z kontaktami z nowymi sędziami. Zatem generalnie – pewnie to nie moja rzecz, aby oceniać, ale z mojego punktu widzenia – to nieźle funkcjonowała Izba Karna w tym czasie.

Co było najtrudniejsze przez te trzy lata? Bo nie wszystko było łatwe.

Łatwo nie było. Trzeba było znaleźć jakąś dobrą, rozsądną drogę w tym wszystkim, co działo się wokół, by Izba Karna funkcjonowała, wykonywała sprawnie swoje zadania. Jednocześnie w poszukiwaniu tej drogi trzeba było zachować umiar, by pracować z podniesioną głową i godnością. Nie iść przesadnie na kompromisy, ale potrafić współpracować. Zarówno z I prezes Sądu Najwyższego, jak i innymi sędziami. Najtrudniejsze było jednak przyglądanie się wprowadzaniu zmian i właściwie wymianom sędziów w Sądzie Najwyższym.

W jakiej kondycji zostawił pan Izbę Karną SN pod koniec maja 2023 roku?

Niezłej. Na koniec przygotowałem statystyczne podsumowanie. Świadczy ono o dobrej kondycji Izby, szczególnie w zestawieniu z innymi izbami. Oby udało się tę kondycję utrzymać. Myślę o szybkości załatwiania spraw, opanowaniu wpływu, o tym, ile poszczególni sędziowie spraw załatwiali, na ile terminowo podejmowane były czynności – bo to ludzi interesuje. Każdy, kto ma swoją sprawę w sądzie, jest zainteresowany jej zakończeniem w rozsądnym terminie. Jeśli tak się nie dzieje, to sąd przestaje wypełniać swoją funkcję. I w tym kierunku zawsze szliśmy.

Czytaj więcej

Nowy prezes Izby Karnej Sądu Najwyższego

Przewlekłość w Izbie Karnej była duża? Są Izby w Sądzie Najwyższym, które sobie z tym nie radzą.

Nie jest duża, chociaż zdarzają się oczywiście sprawy w których ta przewlekłość jest. Zresztą z różnych powodów. Prosty przykład – sprawa związana z rzekomym sporem kompetencyjnym pomiędzy Sądem Najwyższym a prezydentem, ta jest rekordowa. Czekała sześć lat na załatwienie. Chodzi o definitywne zamknięcie sprawy Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika.

Przeciętny czas rozpoznawania sprawy kasacyjnej, która jest skierowana na rozprawę w Izbie Karnej SN, w zależności od referatu konkretnego sędziego wynosi niespełna rok. To nie jest zbyt długo, choć oczywiście mogłoby trwać krócej.

Na znak protestu po zmianie prezesa Izby Karnej wraz z panem odeszło trzech wieloletnich przewodniczących wydziałów w tej izbie. To manifestacja wobec nowego prezesa Izby Karnej? Jak pan to odbiera? Na ile sędziowie w Izbie Karnej są podzieleni?

Myślę, że nie jest to rodzaj protestu związany z moim odejściem. Sędziowie przewodniczący stwierdzili, że nie są w stanie współpracować z nowym prezesem. A ta współpraca jest naprawdę ścisła. Trzeba co jakiś czas się naradzić, rozstrzygnąć wątpliwości, coś wspólnie przedyskutować. Izba Karna jest niewątpliwie podzielona i nie ma co tego ukrywać. To istotny podział na sędziów starych i nowych. I trzeba zrobić wszystko, by nie miało to przełożenia na pracę orzeczniczą Izby Karnej. Ja osobiście nie wyznaczałem tzw. składów mieszanych. Zatem przynajmniej na tym polu nie było punktów zapalnych czy kontrowersji.

Czytaj więcej

Szefowie wydziałów Izby Karnej Sądu Najwyższego rezygnują

Czy zdarzyło się, że na salę rozpraw weszły, za pana kadencji, składy mieszane w Izbie Karnej?

Może raz czy dwa, na początku mojej kadencji. To były jednostkowe przypadki i po nich wydałem zarządzenie, żeby wyznaczać składy niemieszane.

A może trzeba było zmusić sędziów Izby Karnej, by orzekali razem?

To byłoby złe rozwiązanie. Decyzję o niemieszaniu składów orzekających podjąłem z różnych powodów.

Po pierwsze, z powodu zastrzeżeń co do powołania nowych sędziów.

Po drugie, chciałem, żeby praca w Izbie Karnej szła do przodu, żeby nie było lawiny wniosków o wyłączenia sędziów czy ich testowania pod kątem niezawisłości.

To wszystko wstrzymuje rozpoznanie spraw nawet na kilka tygodni.

Lada dzień Izbie Karnej przyjdzie się zmierzyć z bardzo głośną medialną sprawą. Chodzi o kasację w sprawie ułaskawienia Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Co może zrobić Sąd Najwyższy? To on po sześciu latach postanowił podjąć sprawę.

Ma kilka wyjść. Może uwzględnić albo nie uwzględnić kasacji. Nie mam pojęcia, co zrobi skład sędziowski.

Na ile gorąca jeszcze, piątkowa (wyczekana od wielu lat) decyzja Trybunału Konstytucyjnego w sprawie sporu kompetencyjnego pomiędzy prezydentem a Sądem Najwyższym wpłynie na wtorkową decyzję Sądu Najwyższego? W końcu to SN podjął sprawę, a TK długo nie mógł jej rozpoznać. Mówimy o sześciu latach.

Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, jak wyrok Trybunału Konstytucyjnego wpłynie na decyzję Sądu Najwyższego w sprawie Mariusza Kamińskiego, Macieja Wąsika i innych. Sąd może respektować to orzeczenie, ale może też je zignorować, m.in. z tego powodu, że w składzie byli tzw. dublerzy, może też przyjąć, że wiąże go uchwała 7 sędziów wydana w tej sprawie. Poczekajmy na werdykt. Wtedy wszystko będzie jasne.

Czytaj więcej

Jest wyrok TK ws. sporu kompetencyjnego pomiędzy prezydentem a Sądem Najwyższym

Startował pan na prezesa Izby Karnej Sądu Najwyższego na drugą kadencję. Czy prezydent zaskoczył pana swoim ostatecznym wyborem?

Nie. To było do przewidzenia. Prezydent wolał postawić na nowego sędziego, i tak też się stało. Nie miałem żadnych złudzeń, że to ja zostanę wybrany. Podobnie myślało wielu sędziów Izby Karnej Sądu Najwyższego. Nie mieliśmy złudzeń.

Jednak trzy lata wcześniej, kiedy sytuacja w Sądzie Najwyższym była już gorąca, był pan zaskoczony decyzją głowy państwa, który powołał właśnie pana na prezesa Izby Karnej SN?

Tak, wówczas byłem zaskoczony. Wtedy jednak prezydent miał do wyboru powołanie na funkcję prezesa jednego spośród trójki starych sędziów Izby Karnej Sądu Najwyższego. Nie miał więc innego wyjścia, jak postawić na któregoś z nas. To był zresztą taki czas, kiedy w Izbie Karnej nie było jeszcze ani jednego nowego sędziego. A wracając do zaskoczenia, moje różne wypowiedzi, w tym krytyczne wobec reform wymiaru sprawiedliwości, a także wobec pana prezydenta osobiście, pozwalały mi przypuszczać, że to nie ja zostanę wybrańcem. Padło na mnie. I tak to trwało trzy lata. Zupełnie nie wiem, kiedy i dlaczego doszło wówczas do mojego powołania.

Jak pan ocenia decyzję prezydenta, który podpisał się pod powołaniem komisji mającej badać wpływy rosyjskie w Polsce? Zrobił to dość szybko po uchwaleniu, zaledwie trzy dni. Spieszył się... a chyba nie powinien.

Decyzję prezydenta oceniam bardzo źle. To jest ustawa sprzeczna z konstytucją. Wykazali to wielokrotnie wybitni eksperci. I ja podzielam ich opinie. Wszystko wskazuje na to, że jest to metoda na zwalczanie przeciwników politycznych przy pomocy prawa. To przełamanie zasady trójpodziału władzy. Przełamanie zasady, że to sądy wymierzają sprawiedliwość w Polsce i że każdy obywatel ma zagwarantowane konstytucyjnie prawo do sądu i pewnych gwarancji. A pan prezydent, będąc lojalnym wobec określonego obozu politycznego, wszystkie te zasady zlekceważył i dał świadectwo temu, że nie jest strażnikiem konstytucji.

Prezydent po kilku dniach jednak zmienił zdanie. Znów w formie oświadczenia, bez możliwości zadawania pytań. Tym razem również zupełnie niespodziewanie. Może się trochę zrehabilitował? Uznał, że ustawa jest bardzo dobra i potrzebna, ale należy ją jednak poprawić. I on się tym zajmie.

Nie ma mowy o żadnej rehabilitacji. To źle świadczy o nim, że najpierw szybko podpisuje, ogłaszając, że wszystko z ustawą w porządku, a po dwóch dniach przesyła projekt z dużymi zmianami. Przedtem tych problemów nie dostrzegł. Ten nowy projekt i tak realizuje zamysł przedwyborczy, tj. postawienie delikwenta przed komisją i publiczne rozważanie, w jakim stopniu ulegał niezdefiniowanym wpływom.

Czytaj więcej

Lex Tusk: co zawiera projekt łagodzący ustawę

Po likwidacji izby dyscyplinarnej trafiło do pana kilku jej sędziów. Sprawdzili się?

Nie było jakichś większych problemów. Najpierw orzekali mniej, ale to zrozumiałe, bo dostali swój referat, z którym musieli się zapoznać. Niestety zdecydowana większość wniosków o wyłączanie sędziów albo o przeprowadzenie testu niezależności dotyczyła właśnie tej trójki sędziów: Małgorzaty Bednarek, Pawła Rocha oraz Ryszarda Witkowskiego.

Przypadek?

Nie wiem. Tak było.

Jak układała się panu współpraca z I prezes Sądu Najwyższego, Małgorzatą Manowską?

Nie było między nami jakiegoś osobistego konfliktu. My się po prostu bardzo różnimy w pojmowaniu różnych rzeczy, spraw istotnych dla wymiaru sprawiedliwości.

To znaczy?

Pani prezes podpisała na przykład opinię w imieniu Sądu Najwyższego, że nie zgłasza żadnych uwag do najnowszej ustawy o komisji weryfikacyjnej.

Ja nie mogę się z tym zgodzić.

Te stosunki były poprawne, natomiast przez długi czas ich w ogóle nie było. Po prostu się nie widywaliśmy, nie konsultowaliśmy różnych rzeczy, dochodziło do wymiany pism. To wszystko. Tak to działało.

Był pan na marszu 4 czerwca?

Tak, byłem. Uważam, że sędzia ma prawa, o których mowa w konstytucji, i jako obywatel ma prawo również do udziału w manifestacjach, do protestowania. Ja tam byłem nie po to, żeby popierać jakiegoś lidera opozycji czy jakieś konkretne ugrupowanie polityczne. Po prostu chciałem upamiętnić rocznicę wolnych wyborów, bo wydaje mi się, że to bardzo ważny jubileusz. Zawsze mi się wydawało, że mniej więcej od tego czasu budujemy wspólnie demokratyczne państwo prawne, a tymczasem ono jest w tej chwili zagrożone. I to bardzo poważnie.

Odnajdzie się pan jako szeregowy sędzia w Izbie Karnej SN?

Myślę, że bez problemu. Przez wiele lat byłem przecież szeregowym sędzią. Dla mnie niewiele się zmieni. Prezesem byłem tylko przez trzy lata. Brakuje mi trzech lat do możliwości przejścia w stan spoczynku i jakoś będę musiał sobie z tym poradzić. I wierzę, że dam radę. W Izbie Karnej jest wiele spraw, które są wyznaczane, i zapewne szybko na nie, w losowaniu, trafię.

Po trzech latach kadencji przestał pan pełnić funkcję prezesa Izby Karnej Sądu Najwyższego. Jakie to były lata?

Z jednej strony trudne. Mieliśmy pandemię i kolejne pseudoreformy wprowadzane w Sądzie Najwyższym i w sądownictwie. Mieliśmy nowych sędziów, także sędziów z byłej Izby Dyscyplinarnej przenoszonych do Izby Karnej. To wszystko wpływało na to, że łatwo nie było.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
ABC Firmy
Sąd Najwyższy wydał wyrok ws. wyjątku od zakazu handlu w niedziele
Praca, Emerytury i renty
Wolne w Wielki Piątek - co może, a czego nie może zrobić pracodawca
Prawo karne
Maria Ejchart: Więźniów w celach będzie o 20 tys. mniej
Spadki i darowizny
Sąd Najwyższy o odwołaniu darowizny. Ważne terminy
Konsumenci
Uwaga na truskawki z wirusem i sałatkę z bakterią. Ostrzeżenie GIS