Dyżury aresztowe nie cieszą się w sądach dużą popularnością. Sędziowie dyżurni mają ograniczoną swobodę, muszą być pod telefonem, liczyć się w każdej chwili z wezwaniem i koniecznością wyjazdu na posiedzenie do sądu. Nic więc dziwnego, że sędziów, którzy dobrowolnie zgłaszają się na listy dyżurujących, po prostu nie ma.
W mniejszych sądach brakuje ich coraz częściej. Kiedy nie ma karnistów, na listy dyżurów aresztowych wpisywani są sędziowie z wydziałów cywilnych. Taka procedura oburza nie tylko tych drugich, ale i potencjalnych sądowych petentów. Poza dodatkowymi obowiązkami sędziów boli też to, że dyżury są bezpłatne. – To zła organizacja pracy – oceniają.
[srodtytul]Dyżur bez obsady[/srodtytul]
– Trudno jest dobrze organizować sobie pracę, kiedy mam do dyspozycji 12 sędziów, z czego cztery kobiety są na kilkumiesięcznych zwolnieniach lekarskich – tłumaczy "Rz" prezes jednego z niewielkich sądów rejonowych na Podkarpaciu.
I trudno mu się dziwić. On sam nie sięga jeszcze wprawdzie po pomoc do sędziów cywilnych, ale niebawem nie będzie miał innego wyjścia. W lepszej sytuacji są prezesi dużych sądów – tu wydziały karne są bardzo liczne i ze skompletowaniem listy nie ma większych kłopotów.