Ostatnio medialną ciekawostką stała się słynna sprawa Amber Gold, a to nie za sprawą społecznej wagi tej sprawy, lecz konieczności odczytania przez sędziego wyroku do pustej sali. Szok i niedowierzenie wzbudziła informacja, że sędzia ma odczytać ponoć kilka tysięcy stron wyroku, co może zająć cztery miesiące. Wówczas to dziennikarze zaczęli przeliczać, jakie są to koszty związane choćby z nakładem pracy sędziego. Zabrał głos nawet sam minister sprawiedliwości, który choć potrafi przeforsować dowolną ustawę ustrojową w ciągu jednej nocy, na zmiany w kodeksie postępowania karnego potrzebuje kilka miesięcy. Pewnie sędzia skończy czytać swój wyrok, zanim minister przygotuje projekt zmiany jednego przepisu w kodeksie postępowania karnego.
Czytaj także: Sędzia godzinami czyta wyrok ws. Amber Gold w pustej sali
Prawnicy zaś, jak to prawnicy, zamiast zastanowić się nad racjonalną wykładnią przepisów dotyczących ogłoszeń spierają się, od kiedy rozpoczyna się bieg terminu do złożenia wniosku o uzasadnienie. I pewnie spory te będą również trwać przez kilka miesięcy.
Brak zdrowego rozsądku
Tak naprawdę dziwię się trochę zdziwieniu zaskoczonych dziennikarzy i odkryciu, że sąd musi odczytać wyrok, bo przecież tak przebiega nie tylko proces karny, ale i cywilny, a absurdów jest więcej. Dla uważnego obserwatora życia sądowego jest jasne, że odczytywanie wyroków do pustej sali dotyczy milionów spraw w Polsce i jest z perspektywy przeciętnego sędziego raczej normą w sprawach cywilnych i gospodarczych. Za sprawą słynnej reformy związanej z e-protokołem wprowadzono przecież nagrywanie rozpraw w sprawach cywilnych. I o ile wcześniej w sytuacji pustej sali sąd odstępował od odczytywania wyroku, tak obecnie wygłasza go do pustej sali przez kilkanaście minut. Jeśli sędzia sądu rejonowego skończy ok. 30 spraw miesięcznie i w każdej z tych spraw ogłosi wyrok, to niezależnie od obecności publiczności ma obowiązek odczytać wyrok i wygłosić motywy swojej decyzji, bo postępowania są nagrywane. Co średnio w drobnych sprawach zajmuje ok. 20 min. Miesięcznie przeciętny sędzia przeznacza więc minimum 600 min, czyli 10 godzin, na odczytywanie orzeczeń nawet do pustej sali. W skali roku to 100 godzin, a w skali 10 tys. sędziów to około milion godzin. Jest to przy tym scenariusz najbardziej minimalistyczny, że odczytanie orzeczenia zajmuje 20 minut, podczas gdy jak pokazuje sprawa Amber Gold czasem potrafi zająć i cztery miesiące.
Odczytywanie orzeczeń do pustej sali angażuje czas nie tylko sędziów, ale także pracowników sądowych. Te kilka tysięcy godzin na odczytywaniu orzeczeń spędzają również protokolanci, gdyż nawet ich przewodniczący nie może zwolnić od tego obowiązku. Tym bardziej więc szokują doniesienia medialne, że sędziom się zarzuca, że czasem odstępują z uwagi na ekonomikę postępowania od nagrywania orzeczenia do pustej sali, szczególnie gdy na wokandzie jest bardzo duże opóźnienie.