S
łyszy się ostatnio krytyczne opinie o sukcesywnie wprowadzanym do sal rozpraw e-protokole. Często krytykują go osoby, które znają ten system jedynie ze słyszenia. Rzeczywisty jego odbiór przez sędziów jest zgoła odmienny. W sądzie, w którym pracuję, działa on już od ponad dwóch lat i nagrywanych jest 100 proc. spraw cywilnych, pracowniczych i ubezpieczeniowych
W „Rzeczy o Prawie" z 23 lipca ukazał się artykuł sędzi Anety Łazarskiej „Jak zmusić do e-protokołów" podający w wątpliwość ich skuteczność. Autorka opiera swoje wnioski na ankiecie przeprowadzonej w styczniu 2014 r. i pisze o generalnej krytyce protokołu przez środowisko. Na stronie internetowej Iustitii można przeczytać, że udział w ankiecie wzięło zaledwie 354 sędziów. Ankieta nie określała jednak, czy osoba ją wypełniająca korzysta z e-protokołu.
Dla kogo: dla sądu czy dla stron? Dla wszystkich
E- protokół jest narzędziem pracy sędziów. Nie należy jednak zapominać, że procesy cywilne służą rozpatrywaniu spraw obywateli. W tym znaczeniu sądy „świadczą usługi dla ludności". E-protokół wpisuje się przede wszystkim w prawo strony do rozprawy transparentnej i rzetelnej. Niektórzy sędziowie są zdania, że e-protokół utrudnia im pracę i wydłuża postępowanie. Przez obywateli zaś jest odbierany przede wszystkim jako gwarant rzetelności procesu i niezawisłości sędziowskiej. To spojrzenie jest bardzo ważne i sędziowie powinni brać je pod uwagę.
W Niemczech sędzia dyktuje na dyktafon najistotniejsze elementy rozprawy, np. stanowiska procesowe stron i zeznania świadków. Czy model ten można przenieść na grunt polski? Wydaje się, że do tej pory stało temu na przeszkodzie zbyt małe zaufanie obywatela do sądu. Trudno sobie wyobrazić, że sędzia dyktuje wybrane elementy rozprawy i wydaje orzeczenie, a strona nie ma do wglądu tych nagrań i może jedynie zapoznać się z protokołem przepisanym przez pracownika sekretariatu. Protokołowanie z wykorzystaniem nagrania rozprawy wątpliwości całkowicie rozwiewa.