Współczesna opowieść o naszej historii

Irena Kossowska i Łukasz Kossowski | Kuratorzy wystawy radzą, jak poruszać się po Zamku Królewskim i kim był dla nich Jan Matejko.

Publikacja: 04.12.2018 15:26

Stefan Norblin „Portret Józefa Piłsudskiego”, 1935, olej, płyta pilśniowa, Muzeum Narodowe w Krakowi

Stefan Norblin „Portret Józefa Piłsudskiego”, 1935, olej, płyta pilśniowa, Muzeum Narodowe w Krakowie

Foto: Muzeum Narodowe w Krakowie

„Znaki wolności" przywołują wydarzenia z lat 1914-1989. Jak zatem wytłumaczyć obecność obrazów Jana Matejki?

Postanowiliśmy nie tylko opowiadać o dziejach, ale także odnaleźć w nich „znaki czasu", zmieniające się w konkretne postawy Polaków, powtarzalne w różnych momentach historycznych. Jeżeli w ten sposób konstruujemy opowieść o naszych dziejach, to wprowadzamy narratora traktującego historię w podobny sposób. Jest nim Jan Matejko, ale nie jako XIX-wieczny malarz akademicki, lecz jako „prorok", który potrafił spojrzeć w głąb dziejów i uchwycić ich istotę – „epokę skupioną w jedną chwilę", jak pisał Stanisław Witkiewicz. Jego obrazy można traktować jak traktaty historiozoficzne. Manipulując wydarzeniami historycznymi, stosował metodę montażu, na jednym obrazie umieszczał osoby i sceny ze sobą w danym momencie niewspółistniejące. Robił to, by pokazać esencję sytuacji, okresu, zjawiska.

Na przykład?

Taka sytuacja ma miejsce w przypadku każdego z obrazów Matejki umieszczonych na ekspozycji – „Batorego pod Pskowem", „Konstytucji 3 maja", „Rejtana" i „Kazania Skargi", choć nie widać „szwów" łączących postaci, które nie spotkały się w przedstawionych okolicznościach. Na wystawie zestawiliśmy te obrazy z wydarzeniami z XX wieku, by unaocznić istnienie kulturowego kodu określającego tożsamość narodową. Chodziło nam o pobudzenie refleksji nad pojęciem polskości – kategorią, która w naszych czasach nie jest oczywista. Rocznica stulecia odzyskania niepodległości jest właściwą okazją, by się nad tym zastanowić.

W jaki sposób zbudowana jest narracja wystawy?

Znaków czasu poszukujemy przede wszystkim na styku fotografii dokumentalnej i dzieł sztuki. Kiedy dochodzimy do roku 1968, brutalnego stłumienia Praskiej Wiosny przez wojska Układu Warszawskiego i desperackiego samospalenia, dokonanego na znak protestu przez Jana Palacha w Pradze i Ryszarda Siwca w Warszawie, to można dostrzec, że były to akty równie rozpaczliwe, jak dramatyczny gest Tadeusza Reytana sprzeciwiającego się na sejmie warszawskim 1773 r. ratyfikacji I rozbioru Polski. Zatem zdjęcia dokumentalne z 1968 r. w kontekście obrazu Matejki „Rejtan – upadek Polski" nie są nadużyciem. Konstruujemy metakomentarz, zestawiając dzieła sztuki i faktograficzne zapisy z XIX i XX wieku, by lepiej zrozumieć, czym jest tożsamość narodowa trudna do zdefiniowania, za to łatwa do zakwestionowania. W ostatniej sali znajdują się prace fotograficzne – „selfie" nagrodzone we wcześniej zorganizowanym konkursie „Moja Polska". To dopełnienie refleksji nad polskością z perspektywy dzisiejszego dnia.

Wystawa ma jednak chronologiczny przebieg. Stawialiście państwo na aspekt edukacyjny?

Tak, ale wystawa nie ma charakteru podręcznikowego. Nie dałoby się pokazać wszystkich istotnych wydarzeń historycznych z czasów, o których opowiada, mimo że jest usytuowana w 28 salach. Dotykamy historii punktowo, starając się wskazać momenty kulminacyjne.

Ale jest też sala nieco inna, poświęcona polskiemu pejzażowi. Są tam i obrazy, których autorzy nie odnoszą do tytułowego tematu: Leon Tarasewicz, Jacek Sienicki, Tomasz Tatarczyk....

To kwestia interpretacji. Pejzaż widziany w perspektywie historycznej jest czymś innym niż zwykły krajobraz. W sztuce polskiej prawie zawsze pada na niego cień historii. To upoważniło nas do posłużenia się dziełami współczesnymi, by zinterpretować przeszłość i pobudzić skojarzenia. W innym miejscu fotografię pokazującą stoczniowców klęczących w roku 1980 w czasie mszy w Stoczni Gdańskiej skojarzyliśmy ze szkicem Józefa Chełmońskiego „Modlitwa kosynierów przed bitwą pod Racławicami". Zestawienie to może być traktowane jako nadużycie, ale głębszy namysł niweluje te wątpliwości: pokazuje odnoszenie się Polaków do transcendencji w sytuacjach skrajnych i w gruncie rzeczy podobnych.

Jak najlepiej zwiedzać tę wystawę?

Są różne możliwości. Chcieliśmy, by miała strukturę luźnego eseju. Każdy rozdział otwiera zwięzły opis historyczny. Ponadto w salach rozsiane są świadectwa będące dotknięciem historii przez jej świadków. Można śledzić narrację wystawy, zapoznając się głównie z tymi notacjami. Są też wnoszące określony klimat ścieżki dźwiękowe skonstruowane z odgłosów bitew, natury, przebojów muzycznych i propagandowych przemówień.

Adaptacja sal Zamku na potrzeby prezentacji wymagała swoistej improwizacji. W niektórych salach trzeba było zdemontować stałą ekspozycję. W niektórych salach występuje zbieżność kuratorskich intencji i zamkowego otoczenia. Sala Senatu jest jakby stworzona do mówienia o tradycji polskiego parlamentaryzmu, o potędze i splendorze II Rzeczypospolitej, o pogrzebie marszałka Piłsudskiego. Tam też umieściliśmy obrazy Zofii Stryjeńskiej, egzemplifiku- jące koncepcję sztuki narodowej i odbierane za granicą jako kwintesencja polskości. Wchodząc zaś do niskiego pomieszczenia, w którym na stałe usytuowany jest Gabinet Numizmatyczny, dostrzegamy, że opowieść o Auschwitz znakomicie pasuje do tak klaustro- fobicznej przestrzeni.

Jak wiele jest na wystawie eksponatów?

Prawie 400 dzieł sztuki – obrazy, rzeźby, grafiki, rysunki i instalacje, a także około 800 fotografii i 10 filmów. Do tego są jeszcze teksty – notacje świadków historii, fragmenty prozy, wiersze.

Który z eksponatów jest najcenniejszy z punktu widzenia historycznego, a który z punktu widzenia historii sztuki?

Staraliśmy się nie wprowadzać pamiątek historycznych z wyjątkiem wypożyczonych z Muzeum Katyńskiego przedmiotów wydobytych z dołów katyńskich. Jeśli chodzi o wyjątkowe dzieła sztuki, to jest ich o wiele więcej. Pomijając obrazy Jana Matejki, to na przykład monumentalna kompozycja ścienna w sali „Urok prowincji" – tzw. tableau namalowane na mahoniowych płytach przez Jeremiego Kubickiego w Pawilonie Polskim na Wystawie Światowej w Paryżu w 1937 r. Po zdemontowaniu przewieziono panele do Polski i zamontowano w schronisku na Gubałówce. Nieznany jest także projekt Grobu Nieznanego Żołnierza autorstwa Stanisława Lewandowskiego prezentowany w sali „Pamięć". Rzeźba przedstawia personifikację Pallas Ateny trzymającej w objęciach poległego legionistę – na wzór kompozycyjny Piety. Są też niezwykle cenne rysunki w sali „Zagłada" wykonane przez więźniów Auschwitz – Mieczysława Kościelniaka i Włodzimierza Siwierskiego.

Który punkt wystawy jest najbardziej dyskusyjny?

Może zestawienie w Sali Senatorskiej „Konstytucji 3 maja" Jana Matejki ze zdjęciami Ignacego Mościckiego przyjmującego delegacje mniejszości narodowych i reprezentantów różnych regionów na dziedzińcu Zamku Królewskiego, który był wówczas siedzibą prezydenta. Zestawienie to akcentuje reformatorskie aspekty ustawy rządowej z 1791 r., która stała się ważnym punktem odniesienia dla ustawodawstwa II Rzeczypospolitej, i kształtu uchwalonej w 1921 r. konstytucji marcowej. To próba wydobycia z obu tych konstytucji najbardziej progresywnych elementów: zrównoważenia władzy wykonawczej i ustawodawczej oraz zrównania w prawach mieszczan i szlachty w konstytucji majowej, w konstytucji marcowej zaś – zasady egalitaryzmu społecznego i demokracji ustrojowej, zapewniającej kobietom, mniejszościom narodowym i wyznaniowym pełnię praw obywatelskich.

Do kogo adresowana jest wystawa?

Do wszystkich, ale przede wszystkim do ludzi młodych, którym warto uświadomić choćby to, że okres PRL, na który dziś jest moda, to nie tylko specyficzna estetyka – meble, dizajn i muzyka, ale także antykomunistyczna opozycja i żołnierze wyklęci. Trzeba też pamiętać o tym, jak wielką ofiarę poniosły poprzednie pokolenia, byśmy dziś mogli żyć w wolnej Polsce.

„Znaki wolności" przywołują wydarzenia z lat 1914-1989. Jak zatem wytłumaczyć obecność obrazów Jana Matejki?

Postanowiliśmy nie tylko opowiadać o dziejach, ale także odnaleźć w nich „znaki czasu", zmieniające się w konkretne postawy Polaków, powtarzalne w różnych momentach historycznych. Jeżeli w ten sposób konstruujemy opowieść o naszych dziejach, to wprowadzamy narratora traktującego historię w podobny sposób. Jest nim Jan Matejko, ale nie jako XIX-wieczny malarz akademicki, lecz jako „prorok", który potrafił spojrzeć w głąb dziejów i uchwycić ich istotę – „epokę skupioną w jedną chwilę", jak pisał Stanisław Witkiewicz. Jego obrazy można traktować jak traktaty historiozoficzne. Manipulując wydarzeniami historycznymi, stosował metodę montażu, na jednym obrazie umieszczał osoby i sceny ze sobą w danym momencie niewspółistniejące. Robił to, by pokazać esencję sytuacji, okresu, zjawiska.

Pozostało 88% artykułu
Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu
Rzeźba
Lwowska rzeźba rokokowa: arcydzieła z muzeów Ukrainy na Wawelu
Sztuka
Omenaa Mensah i polskie artystki tworzą nowy rozdział Biennale na Malcie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Rzeźba
Rzeźby, które przeczą prawom grawitacji. Wystawa w Centrum Olimpijskim PKOl