Styczniowa wystawa miała być dowodem na to, że świat sztuki jest niezależny od wielkiej polityki. Mimo wyjątkowo napiętych stosunków z rządem Jej Królewskiej Mości Rosjanie mieli pokazać brytyjskim koneserom sztuki kilkadziesiąt najwspanialszych obrazów rosyjskich i francuskich twórców ze swoich państwowych zbiorów.
Wczoraj nieoczekiwanie ogłosili, że wystawy nie będzie. – Brytyjczycy nie dali nam gwarancji, że dzieła sztuki powrócą do kraju – ogłosił wiceszef rosyjskiej dyplomacji Władimir Titow. Zapewnił, że sprawa nie ma związku z polityką i niedawną decyzją Kremla o zamknięciu większości biur British Council w Rosji.
Problem polega na tym, że część tych dzieł została zrabowana przez bolszewików po rewolucji 1917 roku z prywatnych rosyjskich kolekcji. Spadkobiercy wielu prawowitych właścicieli do dziś żyją na emigracji i mogą upomnieć się o cenne obrazy. A jest o co, bo wartość 120 dzieł szacuje się na około 4,5 mld złotych. Na nic zdają się zapewnienia strony brytyjskiej, że uważa obrazy za własność Rosji i na pewno ich nie skonfiskuje.
Przedstawiciele Akademii Królewskiej nie ukrywają rozczarowania z powodu decyzji Moskwy, nie chcą jednak komentować sprawy.
– Nie dostaliśmy żadnego oficjalnego pisma dotyczącego statusu wystawy „Z Rosji: francuskie i rosyjskie malarstwo z lat 1870 – 1925”. Bezskutecznie staramy się uzyskać jakieś wyjaśnienia od rosyjskiego Ministerstwa Kultury – powiedziała „Rz” rzeczniczka muzeum Johanna Bennett.