Witold-K (Wit Leszek Kaczanowski; rocznik 1932) ukończył ASP w Warszawie, gdzie był uczniem Eugeniusza Arcta, Wojciecha Fangora i Henryka Tomaszewskiego. Ale wypracował całkowicie odrębny styl - na granicy abstrakcji i figuracji, który jest sumą jego bogatych życiowych i artystycznych doświadczeń. Obrazy artysty wyróżnia perfekcyjna synteza formy i filozoficzna głębia wyrazu.
Z rozległych pustych monochromatycznych przestrzeni wyłaniają się ludzkie sylwetki - zagubione i wyobcowane . Wyrażają egzystencjalne niepokoje każdego z nas. Nie widzimy ich twarzy. Postacie są niewielkich rozmiarów, co podkreśla ogrom otaczającego je wszechświata. A zgeometryzowane symbole - słońca, czarnych dziur, bramy, czy drzwi potęgują odczucie, że bohaterowie mierzą się z zagadką bytu, próbując zgłębić metafizyczne tajemnice.
„W dniu, w którym zrozumiecie waszą samotność, odczujecie moje malarstwo." – mówi artysta. Co nie przeszkadza, że jest twórcą w pełni docenianym. Przed 5 laty na 60-lecie twórczości Witold-K miał wielką retrospektywę w domu akcyjnym Sotheby's w Amsterdamie, a w tym roku prezentował swe prace w Muzeum Narodowym w Krakowie. Jego obrazy były wystawiane także w Nowym Jorku i w Los Angeles, i znajdują się w kolekcjach w wielu krajach.
W 1964 roku Witold-K wyjechał do Paryża, gdzie szybko wszedł w międzynarodowy artystyczny świat. Jest jedynym Polakiem, który chlubi się portretem wykonanym przez Picassa. Odwiedził Picassa w 1967 w Antibes dzięki rekomendacji Jacquesa Preverta, dyrektora literackiego paryskiego teatru Fontaine des Quatre-Saisons. Opowiada, że choć był wówczas młodym człowiekiem, miał odwagę powiedzieć do Picassa, że Salvador Dali nie miał poczucia kompozycji. Picasso zakrzyknął na to: „Masz absolutnie rację", być może dlatego, że z Dalim się nie lubił. I zainteresował się blokiem rysunkowym, który polski artysta przyniósł z sobą. Kiedy zobaczył, że jest pusty, spontanicznie narysował portret Kaczanowskiego.
W 1968 Witold-K opuścił Francję i wyjechał do Stanów. Zachwycił się przestrzenią i słońcem Kalifornii i Nowego Meksyku. – Tam zobaczyłem fenomenalne niebo i monochromatyczną ziemię – opowiada. - Wszystko było takie złote. W Stanach zacząłem malować wielkoformatowe obrazy, a moja paleta się rozświetliła. Moje malarstwo nabrało powietrza i koloru.