Prawie 100 obrazów z ostatniego stulecia. Kilkadziesiąt wielkich nazwisk, w tym Kandinsky, Malewicz, Mondrian. Obok nich – tuzy drugiej połowy ubiegłego wieku: Rothko, de Kooning, Motherwell, Richter, Twombly.
Plus jeden impresjonista – Claude Monet. Skąd się wziął? Poszukując źródeł sztuki nieprzedstawiającej, historycy dotarli do Giverny i serii „Nenufarów”. Odkryli, że początek abstrakcji to efekt obsesji starego mistrza.
Był rok 1890, kiedy 50-letni Monet zauważył, że pejzaż nie musi być zawieszony na linii horyzontu. To, co najciekawsze, może być schowane w… wodzie. Eureka! „Zabrałem się do rzeczy niemożliwych do wykonania: do wody z wijącą się na dnie trawą. Widok cudowny, ale nim się to odtworzy, można oszaleć. A jednak co dzień przypuszczam atak”, pisał artysta. Tej szajbie poświęcił niemal 40 kolejnych lat (zmarł w 1926 roku).
W Kunstforum wyeksponowano jedną z dziesiątek wersji „Nenufarów”. Jednak nie od nich pokaz się zaczyna – dziś chronologiczny porządek w aranżacji wystawy uchodzi za brak kreatywności kuratora. Najpierw wchodzimy w lata 20. XX wieku. Na wprost wejścia, jak na ołtarzu – „Czerwony kwadrat na czarnym tle” Kazimierza Malewicza. Maleństwo wielkości zeszytu, w fatalnym stanie. Co z tego? Kancery są obecnie w cenie, zwłaszcza ocalałe cudem dzieła twórcy suprematyzmu, sekowanego przez Stalina i komunizm. W sąsiedztwie obraz Władysława Strzemińskiego, jedna z unistycznych kompozycji z początku lat 30. Tuż obok jak brat bliźniak – czarno-białe, geometryczne płótno Mondriana. Doprawdy, możemy być dumni. Nasz człowiek w światowej awangardzie. Filozof, teoretyk, trochę tyran i doktryner, ale co za talent!
Poza tym Malewicz też miał polskie korzenie, jednak tego zachodnia publiczność nie wie.