Douglas Hall, autor tomu „Art in exile. Polish painters in post-war Britain” (Sztuka na wychodźstwie. Polscy malarze w powojennej Wielkiej Brytanii), przez 25 lat był kustoszem galerii sztuki współczesnej w Edynburgu. Nie ukrywa, że miało to wpływ na wybór tematu – pamięta dobrze polskie wojska, które podczas wojny stacjonowały w Szkocji (Hall urodził się w 1926 r.), osobiście poznał wielu artystów rozpoczynających właśnie tam emigracyjny etap twórczego życia.
Jego książka jest monografią sześciu nieżyjących malarzy: Henryka Gotliba (1890 – 1966), Aleksandra Żywa (1905 – 1995), Mariana Kratochwila (1906 – 1997), Zdzisława Ruszkowskiego (1907 – 1991), Józefa Hermana (1911 – 2000) i Stanisława Frenkla (1918 – 2001). Ich cenił najwyżej, lubił, znał, przyjaźnił się z rodzinami. Żałuje, że czasy, w jakich żyli, nie sprzyjały ich sztuce – byli uczniami starej szkoły, członkami grup powstałych przed wojną, jak kapiści czy Ecole de Paris. Transformacje lat 60. niezbyt im odpowiadały: „Dziełu malarza tworzącego w Anglii, ale zakorzenionego w tradycji środkowej Europy i Francji, bynajmniej nie ułatwiała zdecydowana promocja kulturalna i polityczna nowej sztuki amerykańskiej”, pisze autor. Słowa, jakie poświęcił Ruszkowskiemu jeden z jego angielskich przyjaciół – „Los sprawił, że pokochał życie w czasach, kiedy życie samo nie było kochane” – można by odnieść do wszystkich wymienionych twórców, łącznie z tymi, którym autor poświęca krótsze rozdziały (Jankiel Adler, Piotr Potworowski, Marian Bohusz-Szyszko i Marek Żuławski).
Douglas Hall przyznaje, że na twórczość artystów z Polski i, ogólnie, z Europy ŚrodkowoWschodniej krytyka zachodnia spoglądała niezbyt przychylnie, uznając, że nie przystaje ona do wymogów czystego modernizmu, jaki preferowali artyści angielscy. Gdy zaś żelazna kurtyna odcięła drogę swobodnej wymianie kulturalnej, wiedza o rozwoju sztuki na wschodzie Europy spadła do zera. Emigracyjni artyści, pozostawieni samym sobie, musieli adaptować się do panujących trendów. Hall z goryczą pisze, że uważani byli za „niedoszłych angielskich malarzy”, nie poświęcano im należnej uwagi, mimo że ich sztuka, dojrzała i oryginalna, w pełni na to zasługiwała.
Analizując twórczość plastyczną wybranych postaci, autor nie pomija ich życia prywatnego. Niczego zdrożnego nie ujawnia, ale nie brak tu zabawnych anegdot – Aleksander Żyw wspomina, jak to wydostał się z okupowanej Francji w przebraniu starca, Herman przyciągał kobiety niczym magnes (i dzięki nim szybko znalazł miejsce w angielskiej socjecie), Gotlib zaś był równie utalentowanym reportażystą, co malarzem.
A skoro o książkach mowa – warto byłoby wznowić wydane tuż po wojnie Gotlibowe „Wędrówki malarza”, opublikować wspomnienia Nini Herman, a przede wszystkim przełożyć na polski tom Douglasa Halla. Pokazując swych bohaterów, maluje on równocześnie tło, czasy i kraj, w którym żyli. Pisze lekko, pamięta szczegóły, wie, co było ważne, co się liczyło, zna środowisko polskich twórców. Ten kontekst sprawia, że jego książka jest lekturą nie tylko dla fachowców. Opowiada tyleż o sztuce, ile o ludziach, ich chęci tworzenia i walce z zadufaniem lokalnej krytyki. To część wspólnego dziedzictwa, powiada Hall. I przypomina polskich malarzy nie tylko Anglikom, ale i nam.