Na pierwszy rzut oka irytujący typ. Wystylizowany na bad boy’a, z piórami na żel i nonszalanckim stylem bycia, Shinjuro wydaje się szablonowym „buntownikiem bez powodu”. Sposób rysowania „Balsamisty” też typowy: manga w wersji GothLoli, postaci odrobione według zdjęć, zbliżenie na detale strojów. Dlaczego więc komiks stał się hitem w Japonii, podobnie jak jego ubiegłoroczna telewizyjna adaptacja?
[srodtytul]Trup na początek życia [/srodtytul]
Ze względu na drastyczny motyw przewodni. Ilustratorka i autorka scenariusza 38-letnia Mihara Mitsukazu pokusiła się o podjęcie problemu tyleż trudnego, co wypieranego ze świadomości współczesnych ludzi: że jesteśmy śmiertelni. Nie przyjmujemy takiej opcji, iż ziemski byt ma kres – dopóki los nie skonfrontuje nas z przykrą oczywistością.
Nieraz dopiero odejście bliskiej osoby staje się ostrzegawczym sygnałem. Jak na nie reagujemy? Czy taka strata cokolwiek zmienia w stylu życia, w systemie wartości? Nie dla pracoholika. Ten typ nie ma czasu na przeorganizowanie poglądów, nawet gdy spojrzy śmierci w twarz. Rachu, ciachu i do piachu. Byle szybko, bo robota czeka.
Mitsukazu, jak na Japonkę przystało, rozumie takie stanowisko. Tym niemniej namawia, żeby zajrzeć kostusze w twarz. Porozmawiaj z nią, zachęca. Nie jest pierwszą, która mierzy się (artystycznie) z tematem. Przed kilku laty sukces odniósł amerykański serial telewizyjny „Sześć stóp pod ziemią”. „Balsamista” to niejako japońska odpowiedź na tamten cykl. W tym przypadku nie zakład pogrzebowy, lecz główna postać spaja poszczególne historia. Koncepcja podobna: zgon jako punkt wyjścia do życiowych stories. Powód do konfrontacji postaw, zachowań, charakterów. Okazuje się, że dopiero utrata wyzwala uczucia, na które wcześniej brak czasu...