A to przecież „zabytek” na stołecznej mapie. Ongiś miał tu pracownię Xawery Dunikowski. Cztery lata po śmierci mistrza – a zmarł w 1964 roku – lokal zaadaptowano i przemianowano na Galerię Rzeźby. Wraz z nadejściem trzeciego milenium miejsce ponownie zmieniło nazwę – właśnie na Galerię XX1. Polecam – pokazuje sztukę z pogranicza różnych dyscyplin, niekomercyjną. Już z ulicy przez wielkie witryny widać, co w środku.
Obecna wystawa zaskakuje tytułem: „Czterdzieści dni na pustyni”. Autor, Stanisław Andrzejewski, to artysta średniego pokolenia, trudny do zaszufladkowania do jakiegoś stylu czy choćby gatunku sztuki. Kiedyś tworzył rzeźby tekstylne, teraz maluje, pisze wiersze, podróżuje. No i belfruje od 34 lat na warszawskiej ASP.
„Czterdzieści dni…” jest minimalistyczną ekspozycją: dwa duże obrazy, dwa malutkie i… książki. Z lewej strony – kompozycja z czarnym rombem na białym polu. Z prawej – czterdzieści kwadratów tworzących wielobarwny dywan pokryty geometrycznymi figurami i najprostszymi znakami.
Te dwie abstrakcje są kontrastowe tak w nastrojach jak północ i południe; jak martwota i witalność.
Andrzejewski nie zostawia nas pomiędzy tymi emocjonalnymi biegunami bez komentarza. Najważniejszym eksponatem w Galerii XX1 jest książkowy duet. Bliźniacze w formie, dopełniające się w treści tomy: jeden oprawny w czerwień, zatytułowany „Czterdzieści dni na pustyni”, z mottem zaczerpniętym z Orhana Pamuka; drugi w czarnej szacie, nazwany „Rysowanie światłem”, dedykowany niedawno zmarłej matce. Albumy zostały w całości opracowane przez autora – z jego zdjęciami, obrazami i poezją. Wiersze, jak obrazy, także mają maksymalnie oszczędną formę. To jakby szkice myśli, preludia do dłuższych rozważań.