Z żarciem nie ma żartów – przekonują kuratorzy wiedeńskiej ekspozycji. W tytule – aluzja do słynnego opowiadania Karen Blixen i jego jeszcze głośniejszej ekranizacji. Bo jak dowiodła Babette, gastronomiczna mistrzyni i autorka "uczty", jedzenie to nie tylko potrzeba ciała. Także posiłek dla ducha.
[srodtytul]Religia dobrobytu [/srodtytul]
Wśród 74 twórców nazwiska jak dzwony: Arcimboldo, Chardin, Goya, Cézanne, van Gogh, Picasso, Warhol. Ale żadnej historii sztuki. Wiedeński pokaz zaaranżowano meandrycznie, współczesność sąsiaduje z najstarszymi obiektami.
Autorzy "Uczty…" wydobyli z martwych natur rozmaite smaki. Pogrupowali eksponaty znaczeniami. W jednej sali podziwiamy estetyczne walory jedzenia; następny zestaw podsuwa skojarzenia fizjologiczne; w innym miejscu mamy odniesienia do człowieczej natury. Nie brak nawet refleksji o przemijaniu, obumieraniu materii.
Kto widział "Wielkie żarcie" Ferreriego – krytykę konsumpcyjnego społeczeństwa, ten może odebrać obraz Joachima Beuckelaera jako kadr z filmu. Antwerpski XVI-wieczny malarz wiernie odtworzył stoisko lokalnego masarza. Imponująco zaopatrzone: tu rozpłatany wół i prosię, tam szynki i głowizna, obok raciczki, ogony, ozory. Wśród mięsnego przepychu króluje szef operujący nożem wielkim jak kindżał. To była złota epoka Niderlandów, a bogactwo kraju odzwierciedlało się w sztuce. Malarstwo kwitło. Mniejsi i więksi mistrzowie pędzla uwieczniali wiktuały zawalające spiżarnie, piętrzące się w kuchniach i na stołach. Ale dobrobyt może zagrażać duszy, przysłaniać prawdziwe wartości, dowodzili niektórzy. Przykładem – dzieło Pietera Aertsena "Chrystus w domu Marii i Marty" (1552 r.). Scena z Jezusem została ujęta drugoplanowo; najbliżej widza znajduje się… stół kuchenny uginający się pod mięsiwem i rybami. Choć kuszą oczy, nikt nie poświęca im uwagi. Kolacja może poczekać.