Pierwszy raz w życiu wspięłam się na granie wyższe od Kasprowego Wierchu nie po to, żeby podziwiać pejzaż, lecz aby kontemplować dzieło Antony’ego Gormleya. Angielski gwiazdor sztuki wkomponował w alpejski plener Vorarlbergu w zachodniej Austrii (niedaleko Bregencji) dzieło zatytułowane „Horizon Field”.
[srodtytul]Nagus na skale[/srodtytul]
Dookoła surowy, wysokogórski pejzaż. Zimne, zachmurzone niebo, głazy, mchy, porosty, pięknie żółknące i czerwieniejące przed zimą. Poniżej – wciąż jaskrawa zieleń okolicznych łąk. W takich okolicznościach przyrody stoi 100 identycznych męskich postaci, ustawionych – bagatela! – na wysokości 2039 m n.p.m., na przestrzeni 150 km kwadratowych. To one wyznaczają umowną linię horyzontu pól.
Żaden piechur nie obejrzy wszystkich figur za jednym podejściem. Większe szanse będą mieli narciarze, jako że realizacja Gormleya tkwi pomiędzy trasami zjazdowymi.
Mnie udało się zobaczyć jedną rzeźbę z bliska i dwie z większej odległości. Ale nawet przy niepełnym oglądzie instalacja wywiera niesamowite wrażenie.