W wiedeńskiej Kunst Halle stanęłam oko w oko z kultowym potworem. Wielka szczęka z zębiskami, ślepy pysk, metaliczne cielsko. Oto Alien, ósmy pasażer Nostromo, który zawładnął zbiorową wyobraźnią ponad 30 lat temu i nadal triumfuje.
Nie darzę szczególną sympatią szwajcarskiego mistrza częściowo zaszyfrowanego pod inicjałami HR Giger (naprawdę – Hans Rudolf), ale ciekawa byłam, skąd ten tłum jego fanów. W Wiedniu po raz pierwszy miałam okazję obejrzeć całokształt jego dokonań.
Od 40 lat mieszka w Zurychu, gdzie urządził sobie dziwaczne domostwo. Jednak na szczyty ekstrawagancji mógł się wznieść w zamku, który nabył w szwajcarskim Gruyeres i przebudował na podobieństwo scenografii do trzeciej części "Obcego". Kursuje tam pociąg z mordą dziwacznej istoty, wjeżdżający przez bramę "obrośniętą" makabryczno-obleśnymi rzeźbami. Autor – dziś gruby białowłosy 70-latek, zawsze ubrany na czarno – wciąż dobrze czuje się w towarzystwie zabawek s. f.
Rozumiem genezę jego idei. Początek lat 60., studenta zuryskiej Szkoły Sztuk Stosowanych fascynują teorie Freuda; poddaje się lękom przed groźbą nuklearnej zagłady. Jak na złość po dyplomie tyra jako projektant w fabryce mebli. Nocami tworzy rysunki oddające stan jego ducha. Cyzeluje piórkiem i tuszem mechaniczno-organiczne figury, wykonuje z poliestrów budzące grozę maski. Kreuje świat magii, kosmicznych wizji, szarlatanerii i szaleństwa.