Na pokazie zatytułowanym po prostu „Chmury" można porównać, jak widzieli je romantycy, impresjoniści, surrealiści, ekspresjoniści, a jak twórcy współcześni. Chmury kłębią się wszędzie. W obrazach m.in. Caspara Davida Friedricha, Williama Turnera, Johna Constable'a, Claude Moneta, Alfreda Sisleya, Paul Cézanne'a,Vincenta van Gogha, Gustava Klimta, Edvarda Muncha, René Magritte'a, Gerharda Richtera, Anselma Kiefera. A także na fotografiach, ekranach, w instalacjach i na okładkach płyt (można równolegle posłuchać muzyki zainspirowanej podobnie jak obrazy pejzażami nieba).
Nawet ławki, które pozwalają odpocząć po szaleństwach szybowania w „przestworzach" mają kształt fantazyjnych obłoków.
U Moneta białe pierzaste chmurki są lekkie, zwiewne i przeglądają się wodzie. Oddają ulotność chwili, ale nie naruszają pogodnego nastroju. W „Kąpiacych się" Cezanne'a wyglądają jakby były z waty cukrowej, a może zgęstniały pod wpływem gorącego słońca.
W wersji secesyjnej, jak u szwajcarskiego malarza Ferdinanda Hodlera, przypominają ornamenty. U surrealistów podlegają tajemniczym transformacjom i stają się elementem imaginacyjnych pejzaży. Na obrazach Magritte'a pojawiają się niemal zawsze. Raz wplątują się w dziwne rośliny, kiedy indziej przepływają przez błękitną flagę, ożywiając monotonię architektury. Niezależnie od kontekstu niosą pewną melancholię, przypominając o przemijaniu.
Zobacz wystawę o chmurach