Śnieżnobiałe, bulwiaste turbany, stroje połyskujące złotem i drogimi kamieniami, ciemne twarze o egzotycznych rysach – od razu wiadomo, że jesteśmy w imperium osmańskim doby jego rozkwitu. W tym samym czasie Europa także rosła w siłę – militarną, handlową, artystyczną.
O wzajemnych wpływach opowiada wspaniała „Ottomania"; o tym, jak się to przejawiało w sztuce, obyczajowości i ubiorze.
Wystawa „Osmański Orient w sztuce renesansu" jest gęsta jak wschodni kobierzec. Przepych adekwatny do tematu. Po brukselskim pokazie w Palais des Beaux-Arts „Ottomania" jest już w Krakowie. Po raz kolejny krakowskie Muzeum Narodowe podjęło międzynarodową współpracę (z polskiej strony kuratorski nadzór sprawuje Michał Dziewulski).
Malarstwo z najwyższej półki plus bezcenne przedmioty rzemiosła artystycznego, mapy, dokumenty, broń. W sumie 150 obiektów z kilku wielkich kolekcji, m.in. z wiedeńskiego Kunsthistorisches Museum, londyńskiej National Gallery, florenckiej Uffizi.
Oprócz klasy eksponatów ważny jest temat – jakże aktualny w kontekście bieżących wydarzeń (zamachy islamistów) i w perspektywie „proroczej" książki Michela Houellebecqa „Uległość". A historia przywołana w ekspozycji poucza: to już było. Europa stanęła wobec ekspansji muzułmańskiej religii i kultury po 1453 roku, po zdobyciu Konstantynopola. Zagrożone zostały dominujące potęgi: habsburska i papieska. Kto wie, jak potoczyłyby się losy zachodniego świata, gdyby powiódł się sułtański plan podboju Wiednia i Rzymu?