Dziś w krakowskim Muzeum Narodowym rozpoczyna się wielkie zgromadzenie... Marii Matek Miłosierdzia.
Orędowniczek i opiekunek ludzkości jest prawie setka. Wyrzeźbionych, namalowanych, wyobrażonych w technikach graficznych. Pochodzą ze wszystkich stron Europy. Najstarsza powstała w 1100 roku, najmłodsza ma „zaledwie" 300 lat. Większość po raz pierwszy opuszcza swoje stałe miejsca – kościoły, klasztory, muzea. Każda jest zasłużona dla sztuki, ale przede wszystkim – dla tych, którzy w jej interwencji pokładali nadzieje. To bodaj najbardziej poruszający aspekt prezentacji: unaocznienie emocji towarzyszących kultowi maryjnemu.
Od słynnych nazwisk, których dzieła trafiły do Krakowa, kręci się w głowie: Giotto, Michał Anioł, Memling, Mantegna, Dürer, Donatello, Ghiberti, Zurbarán, Rubens, Crivelli.
Jednak ważniejsza jest wymowa całej wystawy. Widać, jak dalece obiekty kultu stanowiły integralną część kultury, nie tylko odświętnej i elitarnej, ale również powszechnej, codziennej. I jeszcze coś mnie fascynuje – emanacja duchowości. Rzecz nie w tym, że to obiekty sakralne. Duchowość wyraża się w poważnym podejściu do sztuki, w szacunku dla odbiorcy.
Podział ról i przestrzeni
Wizerunki Matki Boskiej zebrane w muzeum – kuratorami są profesorowie Piotr Krasny i Giovanni Morello – to tylko część fascynującej podróży przez wieki. Kontynuacją – spacer po centrum miasta i obejrzenie in situ dzieł o podobnej tematyce, w czym pomocna będzie specjalnie przygotowana mapa.