Andrzej Wajda: Reżyser, który chciał być malarzem

Początkowo Andrzej Wajda zamierzał poświęcić się malarstwu. Zrezygnował z powodu talentu Andrzeja Wróblewskiego.

Aktualizacja: 10.10.2016 20:13 Publikacja: 10.10.2016 19:40

Andrzej Wajda: Reżyser, który chciał być malarzem

Foto: AFP

– Nie udało mi się zrealizować dziecięcych marzeń: nie zostałem malarzem – przyznawał Andrzej Wajda. – Chociaż nie skończyłem studiów plastycznych, jednak uważam je za podstawowe i zasadnicze moje wykształcenie, a nie szkołę filmową, którą ukończyłem... Jeżeli stoi przede mną jakiś problem, nigdy nie szukam analogii w historii kina, a zawsze w moich dawnych doświadczeniach malarskich. To tkwi w mojej podświadomości.

Jeśli komuś wpojono zasady rysowania i komponowania, nigdy nie wyzbędzie się on malarskiego spojrzenia. Ani skojarzeń z dziełami poprzedników, których prace wzbudziły podziw, wywarły wrażenie. Widać to w filmowym dorobku Andrzeja Wajdy: patrzył na ekran jak na płótno na sztalugach. Dbał o plastyczną urodę każdego kadru. Nawet w czarno-białych obrazach materia plastyczna odgrywała ogromną rolę, decydując o klimacie i wymowie scen.

Mózg hydraulika

Cztery lata temu, też w październiku, otwarto w Radomiu, gdzie przez kilkanaście lat mieszkał, wystawę jego młodzieńczych prac. Uwagę zwracał portret Gabrieli Obremby, pierwszej żony artysty. Stonowana, złocista paleta, z wybijającymi się na plan pierwszy plamami czerwieni: usta i berecik, zawadiacko zsunięty na bakier przez młodą elegantkę.

Prawdę mówiąc, te wczesne obrazy nie wyróżniały się jednak niczym szczególnym. Realistyczne, porządne, ale bez oryginalnego rysu. Dopiero po „odwilży" Wajda wyzwolił się z tradycyjnej konwencji. W bodaj najlepszej kompozycji z tego okresu – „Mózgu hydraulika" (1957) nietrudno dostrzec jego fascynację surrealizmem. Paradoksalnie, w późniejszych latach znów wrócił do tego, wobec czego chciał się zbuntować: do klasyki, na ekranie i na scenie.

Większą dawkę plastycznych dokonań reżysera dostarcza album „Andrzej Wajda. Rysunki z całego życia" (ukazał się w 2011 r., wznowiony w tym roku z okazji 90. urodzin bohatera). Tu znalazło się kilkaset prac podzielonych na trzy kategorie. Dominują szkice-notatki na szybko sporządzane podczas spotkań, podróży, codziennych zdarzeń. Widać w nich umiejętność gospodarowania przestrzenią, rozkładania akcentów, błyskawicznego chwytania podobieństwa. No i świetną kreskę. Na drugą grupę składają się wizualizacje pomysłów inscenizacyjnych na planie filmowym i w teatrze. Do trzeciego zestawu wybrano akwarele i rysunki tworzone bez pretekstu, z wewnętrznej potrzeby.

Cztery razy Wróblewski

Jak wiadomo, początkowo reżyser zamierzał poświęcić się plastyce. W 1946 roku przyjechał do Krakowa, by studiować malarstwo. Zaliczył trzy lata na tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych, by przenieść się do łódzkiej Filmówki. Dlaczego zrezygnował? Z powodu... Andrzeja Wróblewskiego.

Wajda złożył mu hołd aż czterema wystawami: – Pierwszy pokaz odbył się za życia Andrzeja: wybrałem zestaw jego akwareli do poezji francuskiej i pokazałem w Warszawie – wspominał. – Druga była monografia pośmiertna, w krakowskim Pałacu Sztuki. Potem prezentacja zaaranżowana specjalnie do filmu „Wszystko na sprzedaż", a w ubiegłym roku – w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha.

Podczas przygotowań tej ekspozycji nakręcono dokument o takim samym tytule: „Wróblewski według Wajdy". Choć ten pierwszy był o rok młodszy, wydawał się dojrzalszy, świadomy tego, do czego dąży. To on założył Grupę Samokształceniową, do której w 1948 roku dołączył Wajda. A kiedy przyszły reżyser zobaczył pierwsze płótno kolegi z serii „Rozstrzelań", wiedział, że nie ma dla niego miejsca w malarstwie.

– Mógłbym jedynie naśladować Wróblewskiego, a to przecież bez sensu – przyznał potem Andrzej Wajda. – Postanowiłem znaleźć dla siebie inne medium, żeby mówić na ten sam temat. Chciałem, tak jak Andrzej, dać świadectwo czynów tych, którzy stracili życie. My przetrwaliśmy, nam się udało, naszym obowiązkiem było zabrać głos w imieniu zmarłych. Oni domagali się pamięci.

W efekcie powstała trylogia wojenna zapoczątkowana „Pokoleniem", zamknięta „Popiołem i diamentem"; z bodaj najmocniejszym „Kanałem" pośrodku.

Tajna korespondencja

Większość scen w teatrze, sekwencji czy poszczególnych kadrów filmowych Wajda najpierw rozrysowywał, ale nie to wyróżnia go od innych reżyserów. Fascynującym zajęciem jest odszyfrowywanie tajnej korespondencji Wajdy z malarstwem innych wielkich twórców.

Maciek Chełmicki w „Popiele i diamencie" umiera w pozie przypominającej postaci z „Rozstrzelań" Andrzeja Wróblewskiego. W „Lotnej" są sytuacje inspirowane „Patrolem powstańczym" Maksymiliana Gierymskiego. W scenach batalistycznych z „Popiołów" rozpoznajemy „Bitwę pod Somosierrą" Piotra Michałowskiego, a także aluzje do „Okropności wojny" Francisca Goi.

W „Weselu" odnajdujemy tropy wiodące do Stanisława Wyspiańskiego („Autoportret z żoną"), do „Stańczyka" Matejki i Józefa Mehoffera („Portret żony na żółtym tle"). „Brzezina" – to Jacek Malczewski i jego „Thanatos" oraz „Zatruta studnia". Wreszcie w filmie „Tatarak" wątek współczesny z Krystyną Jandą w pustym pokoju to swego rodzaju cytaty z obrazów Edwarda Hoppera.

Na koniec słowo o „Dantonie". Podczas procesu bohatera, na parapecie sądu mości się gość ze szkicownikiem. To genialny artysta epoki klasycyzmu, Jacques-Louis David. Wcielił się weń Franciszek Starowieyski, który bynajmniej nie symulował rysowania. Może publiczności byłoby obojętne, kto gra Davida, lecz nie Wajdzie. Jego drażniłby ktoś, kto malarza udawał, a nie potrafi rysować.

Rzeźba
Rzeźby Abakanowicz wkroczyły na Wawel. Jej drapieżne ptaki nurkują wśród drzew
Rzeźba
Salvador Dalí : Rzeźby mistrza surrealizmu
Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Rzeźba
Lwowska rzeźba rokokowa: arcydzieła z muzeów Ukrainy na Wawelu
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne