Niewątpliwie istotą funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości powinno być jej wymierzanie. Rzeczywistość pokazuje jednak, iż oprócz zasad rzetelnego procesu i reguł zachowania się na sali rozpraw podsądni nade wszystko szkolą się w sztuce wyrozumiałości i cierpliwości. Pierwszej z nich potrzeba, gdy pomimo złożenia nieskalanego brakami formalnymi pisma inicjującego postępowanie jest się wzywanym, niekiedy nawet kilka razy, do jego uzupełnienia. Drugą zaś można wyszlifować do perfekcji przy okazji wielomiesięcznego oczekiwania na pierwszą rozprawę, odraczania kolejnych na święty Nigdy, przeciągania w nieskończoność czasu wyznaczonego na wydanie opinii przez biegłego lub po prostu – gdy w sprawie nie sposób wydać orzeczenia, ponieważ na kolejnych terminach powielane są takie same błędy w doręczeniach. Innymi słowy, jest tajemnicą poliszynela, że polski wymiar sprawiedliwości nęka przewlekła choroba nic-się-nie-dzieja, dopada wirus niedbalstwa i bakteria nie-chce-mi-sia.