Anna Nowacka-Isaksson: Unikalny prejudykat

Autystyczny uczeń otrzyma od szkoły zadośćuczynienie za brak wsparcia.

Publikacja: 10.07.2024 04:30

Anna Nowacka-Isaksson: Unikalny prejudykat

Foto: Adobe Stock

To szczególnie ważne orzeczenie Sądu Najwyższego dla uczniów z niepełnosprawnością – mówiła prawniczka i przedstawicielka pokrzywdzonego z organizacji Malmö Przeciwko Dyskryminacji Johanna Ingemarsson. Sąd bowiem skonstatował, że dziecko, które nie uzyskało jeszcze medycznej diagnozy, jest z powodu niepełnosprawności chronione ustawą antydyskryminacyjną. Jej zdaniem prejudykat umożliwi stawianie szkołom większych wymagań, co mają zaoferować dzieciom z podobnymi potrzebami jak uczeń, którego reprezentowała.

Sąd Najwyższy stwierdził, że szkoła jest zobligowana badać potrzeby uczniów i udzielać im wsparcia. Zgodnie z prawem bowiem uczeń nie musi mieć postawionej diagnozy, by otrzymać wsparcie, jeżeli taka potrzeba istnieje. W tym przypadku placówka nauczania doszła do wniosku, że uczeń potrzebuje szczególnych dostosowań do pracy szkolnej, jednak tego nie uzyskał przez pół roku. W efekcie często był nieobecny na lekcjach i zalegał z materiałem nauczania. To zdaniem SN stanowiło „konkretne negatywne skutki odejścia od zapisów ustawy szkolnej”, co wskazuje na dyskryminację. Z tego względu gmina Malmö powinna zapłacić uczniowi odszkodowanie w wysokości 20 tys. koron ( 7500 zł) z odsetkami od 2021 r. za dyskryminację – orzekła najwyższa instancja.

Czytaj więcej

Anna Nowacka-Isaksson: Bramkarze aut i strach na drogach

Zarówno sąd rejonowy, jak i apelacyjny uznały, że nie chodzi tu o dyskryminację. Instancja odwoławcza stwierdziła, że uczeń nie miał prawa do zadośćuczynienia, ponieważ gmina, w której mieszka, nie znała jego diagnozy. Dlatego nie powinno się obciążać odpowiedzialnością szkoły, do której chodził. Aczkolwiek przyznała, że placówka nauczania nie sprzyjała uczniowi.

Chłopiec chodził do publicznej szkoły w Malmö od zerówki do letniego semestru 2018 r. W lutym 2018 r. zdiagnozowano u niego autyzm, o czym się podstawówka dowiedziała miesiąc później. Chłopiec w czwartej klasie przerwał tam naukę i zmienił szkołę.

Z wyroku wynika, że w szkole od pierwszej klasy borykał się z problemami. Przede wszystkim miał trudności w interakcjach społecznych i w koncentracji. Nie stwierdzono u niego jednak problemów z przyswajaniem wiedzy. W 2017 r. sytuacja się zmieniła na gorsze i chłopiec zaczął często opuszczać lekcje. Wówczas matka dziecka wyraziła zaniepokojenie, że wysoką absencją syn ryzykuje niezaliczenie poszczególnych przedmiotów. Szkoła wszczęła badanie w sprawie specjalnego wsparcia dla ucznia i w październiku 2017 r. stwierdzono, że powinien pomoc otrzymać. Po pięciu miesiącach opracowano plan działań, aby wesprzeć go w szczególny sposób.

Chłopcu stawiano różne diagnozy. Służba zdrowia sugerowała m.in., że cierpi on na zaburzenia opozycyjno- buntownicze. Szkoła inicjowała też już od 2015 r. działania mające ułatwić mu naukę. Otrzymał specjalne miejsce w klasie, zaopatrzono go w słuchawki, regularnie organizowano spotkania z ciałem pedagogicznym oraz konsultacje z zespołem czuwającym nad zdrowiem uczniów.

W 2018 r. Inspekcja Szkolna przeprowadziła kontrolę działań placówki odnoszących się do chłopca i stwierdziła, że nie wystarczą one, by wyjść naprzeciw potrzebom ucznia zgodnie z zapisem w ustawie szkolnej o prawie do wsparcia i edukacji. W opinii inspekcji szkoła badała potrzeby ucznia za długo i nie udzieliła mu szczególnego wsparcia. Szczególne wsparcie to np. umieszczenie ucznia w specjalnej grupie, dostosowanie edukacji do indywidualnych potrzeb i przydzielenie dziecku asystenta.

Jak to się jednak stało, że Sąd Najwyższy w ogóle postanowił rozpatrzyć kazus ucznia, który postawił szkole zarzuty zaniechania obowiązków? Tego bowiem instancja najwyższa podejmuje się nieczęsto. Rocznie ok. 7500 apelacji domaga się przyznania zezwolenia na rozpatrzenie w SN, z czego jedynie sto spraw dostaje zielone światło. W Szwecji zwykło się nawet mówić, trawestując Ewangelię św. Łukasza: „Łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niźli sprawa by trafiła na wokandę najwyższej instancji”. I jak tłumaczy Anders Eka z Sądu Najwyższego, brane są pod uwagę tylko sprawy „pryncypialnie interesujące”. Sąd zawsze rozważa, czy dany kazus może służyć jako wytyczne dla innych spraw z podobnego obszaru prawnego, by kwestię bardziej doprecyzować – podkreśla.

Prawdopodobnie by zwiększyć swoje szansę na to, że SN podejmiesię sprawy ucznia z autyzmem, rodzina skorygowała swoje roszczenia. Zredukowała żądaną sumę zadośćuczynienia do jednej czwartej tego, czyli do 57 tys. koron, czego się domagała w sądzie pierwszej i drugiej instancji. I zdecydowała się też na inny kompromis. Skróciła okres roszczeń, za który uczyniła szkołę odpowiedzialną za niedostateczne działania do ostatniego roku nauki chłopca. Pierwotnie domagała się odszkodowania za cały okres jego chodzenia do szkoły. Werdyktem SN jest jednak bardzo usatysfakcjonowana.

Autorka jest dziennikarką, wieloletnią korespondentką „Rzeczpospolitej” w Szwecji

Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Granice wolności słowa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Nic się nie stało
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Policjant zawinił, bandziora powiesili
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Młodszy asystent, czyli kto?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Rzecz o prawie
Jakub Sewerynik: Wybory polityczne i religijne