To krótkie wspomnienie będzie miało bardzo osobisty charakter. Materiały bardziej oficjalne po 1 stycznia zamieściły liczne pisma codzienne i media elektroniczne. Kolejna porcja pojawi się, zapewne, w dniu pogrzebu Zmarłego. Nie potrzeba zatem kolejnej noty, w której będzie o Nim mowa jako o panu prokuratorze Aleksandrze Herzogu i o jego zawodowych sukcesach. Może przyda się jednak notka o Olku Herzogu i jakim był człowiekiem.
Olek był wspaniałym, mądrym, dzielnym prokuratorem. Gdy w 1991 r. przyszedł na jedną z moich pierwszych rozpraw w Sądzie Najwyższym, otaczała Go legenda uczestnika wieców studenckich w Krakowie z marca 1968. Jeszcze jako uczeń został zatrzymany za kolportaż ulotek i relegowany z liceum. Przede wszystkim była to legenda z okresu stanu wojennego, podczas którego już 18 grudnia 1981 r., jako organizator struktur związkowych „Solidarności” w prokuraturze krakowskiej oraz uczestnik i współorganizator prac Centrum Obywatelskich Inicjatyw Ustawodawczych został zwolniony z prokuratury. Pracując jako radca prawny, pozostawał w kontaktach z członkami „Solidarności” w prokuraturze, przekazując im wydawnictwa drugiego obiegu. W czerwcu 1983 r. został aresztowany w czasie nadawania audycji Radia „Solidarność” Małopolska. Po zwolnieniu publikował w podziemnej prasie. Do prokuratury powrócił, gdy trzeba było odbudowywać jej struktury po demokratycznym przełomie. W latach 1990–1991, za premierostwa Tadeusza Mazowieckiego, był pierwszym zastępcą prokuratora generalnego. Nie miał jednak duszy polityka, był z krwi i kości prawnikiem. Dlatego w kolejnych latach nie szukał zaszczytów w strukturach administracyjnych prokuratury i poświęcił się pracy klasycznie prawniczej. Reprezentował urząd oskarżyciela publicznego przed Sądem Najwyższym kolejno jako prokurator w Ministerstwie Sprawiedliwości (w latach 1991–1993), prokurator Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie delegowany do Prokuratury Generalnej (w latach 1994–1995), a następnie przez długi okres jako prokurator Prokuratury Krajowej (od 1996 r). I właśnie za tę pracę ceniłem Go najbardziej.
Czytaj więcej
Mógł zostać posłem lub senatorem, wolał jednak trwać przy nauce. Odnalazł się w Trybunale Konstyt...
Nie potrafię zliczyć posiedzeń i rozpraw, którym przewodniczyłem albo w których uczestniczyłem, podczas których On reprezentował prokuraturę. Zawsze perfekcyjnie przygotowany, precyzyjnie argumentował stanowisko tym swoim spokojnym głosem, patrząc składowi sądzącemu prosto w oczy zza swoich, przecieranych od czasu do czasu charakterystycznym ruchem, okularów. Nie czytał, jak niektórzy oskarżyciele, swych wystąpień. Przemawiał do Sądu Najwyższego i choć nie były to oratorskie popisy, to miały olbrzymią siłę przekonywania. Cechował Go krytycyzm i samodzielność poglądów. Potrafił zatem w dyskretny, kulturalny, ale bardzo wymowny sposób zdystansować się od rewizji nadzwyczajnej, a w późniejszym okresie od kasacji prokuratora generalnego, gdy nie zgadzał się z jej argumentami, ale najwyraźniej nie otrzymał zgody zwierzchnika na jej cofnięcie. Popierał ją zatem, a skład sądzący był przekonany, że jej nie popiera.
Najlepiej poznałem prawniczy kunszt Olka, gdy zostałem w 2001 r. w Izbie Karnej przewodniczącym Wydziału Zagadnień Prawnych, w którym rozpoznawano pytania prawne sądów odwoławczych i tzw. abstrakcyjne pytania prawne wyspecjalizowanych podmiotów. Olek w kilka lat potem przejął podobnie wyspecjalizowaną komórkę Prokuratury Krajowej. Staliśmy się zatem stałymi ,rzec można, „kooperantami”, każde zagadnienie prawne kierowane do „mojego” wydziału należało bowiem skierować do tejże jednostki, by złożyła swoje stanowisko pisemne w kwestii zagadnienia prawnego, które miał rozstrzygnąć Sąd Najwyższy.