Tak. Nie widzę racjonalnych podstaw do tego, by sądy miały zasądzać od Skarbu Państwa na rzecz poszkodowanych obligatariuszy odszkodowanie. Nawet jeśli w raporcie NIK czy w innych dokumentach są stwierdzone pewne uchybienia, nie dotyczą one bezpośrednio wątku obligacyjnego. Natomiast zasadą jest to, że przegrywający zwraca koszty, które poniosła druga strona. Więc pewnie takie będą na końcu konsekwencje dla obligatariuszy.
Ruszają procesy karne bankierów. Może w ten sposób uda się odzyskać pieniądze?
Rzeczywiście ruszają procesy karne. Akty oskarżenia są bardzo obszerne. Obligatariusze, zwłaszcza na swoich forach, niejednokrotnie w niewybrednych słowach oczekują, że bankierzy zwrócą pieniądze. Tymczasem wcale nie jest przesądzone, czy bankierzy, którzy sprzedawali obligacje, popełnili przestępstwo oszustwa. To osoby, które pracowały, wykonywały swoje obowiązki i postępowały zgodnie z procedurami. Nawet jeśli dojdzie do jakichś skazań, w przypadku zasądzenia obowiązku naprawienia szkody, sąd karny stosuje przepisy kodeksu cywilnego. A ten zna trzy postawy pozwalające zasądzić odszkodowanie: kontrakt, delikt i bezpodstawne wzbogacenie.
Żeby sąd zasądził z kontraktu trzeba by ustalić, że dany bankier miał zawartą z klientem banku umowę. A takiej umowy wiadomo, że nie było, bo bankier reprezentował bank. Delikt z kolei polega na świadomym wyrządzeniu szkody klientowi banku. Ale osoba, która pracowała w banku, nie pracowała tam jako Jan Kowalski czy Stefan Nowak a działała w imieniu i na rzecz banku. W związku z tym za wszelkie szkody wyrządzone jako pracownik banku odpowiada bank, a banku już nie ma.
Ale zostaje jeszcze bezpodstawne wzbogacenie, czyli sytuacja w której bankierzy wzbogacili się bez podstawy prawnej.
Bankierzy otrzymywali wynagrodzenie prowizyjne za sprzedaż produktów dostępnych w Idea Banku. Ponieważ istniała podstawa prawna do wypłaty premii – nie może być mowy o bezpodstawnym wzbogaceniu. Premia miała wynosić 1 proc. wartości sprzedanych obligacji. Idea Bank nawet tego nie zapłacił, anulując wypłatę wynagrodzenia prowizyjnego po wybuchu afery. Rzeczywiście otrzymali około 0,6 proc. brutto od wartości obligacji. Od tej kwoty zapłacili podatki, na rękę dostali mniej niż 500 zł z każdych 100 tys. sprzedanych obligacji. Gdyby teraz miało się okazać, że za każde 500 zł wynagrodzenia, mają oddać obligatariuszom 100 tys. zł, to nawet w powszechnym poczuciu sprawiedliwości trudno uzasadnić takie rozstrzygnięcie. Bankierzy pracujący w Idea Banku, gdy proponowali klientom zakup obligacji, byli przekonani, że to dobry produkt – nikt wtedy nie przypuszczał, że GetBack stanie się niewypłacalny. Działali też zgodnie z procedurami narzuconymi przez bank – dlaczego więc teraz mieliby płacić.