W 2017 r. weszła w życie ustawa zwana potocznie „ustawą o aptece dla aptekarza” (AdA). Jej głównym celem było zatrzymanie rozwoju sieci aptecznych (miały wówczas 40 proc. rynku pod względem liczby aptek i wiele z nich urosło znacznie ponad dopuszczone prawem limity) i ochrona polskich aptek oraz całego rynku aptecznego przed przejęciem przez firmy zagraniczne.
Oligopol wiąże się ze wzrostem cen leków
Zablokowanie sieci było konieczne, ponieważ ich rozwój miał wiele publicznie niebezpiecznych konsekwencji.
Po pierwsze, korporacje rozwijające sieci aptek masowo eliminowały z rynku polskich aptekarzy (MŚP), zdobywając dominację. A dominacja kilku podmiotów (oligopol) oznaczałaby wzrost cen leków i to w naszym przypadku o wiele set procent. Po drugie, typowy dla korporacji komercyjny model dystrybucji (maksymalizacja sprzedaży) w przypadku leków stwarza poważne zagrożenie dla zdrowia publicznego i pozostaje w absolutnej sprzeczności ze zdrowotnym celem aptek. Jest aptekarskim przestępstwem. Po trzecie, zamiana aptek – placówek zdrowia publicznego na komercyjne sklepy oznaczałaby utratę jednego z kluczowych elementów systemu ochrony zdrowia. Co prawda liczba aptek rosła, ale zajmowane były wyłącznie lokalizacje atrakcyjne pod względem handlowym, podczas gdy w małych miasteczkach i na wsiach aptek ubywało. Po czwarte, polski ubożejący rynek stał się łakomym kąskiem dla kapitału zagranicznego, który mimo ograniczeń prawnych apteki brał jak swoje.
Bezpieczeństwa lekowego nie można oddać w obce ręce, tak samo jak wojska czy przemysłu energetycznego
Trzeba także pamiętać, że sieci zagraniczne okazały się słabym partnerem polskiego fiskusa, generując wielomiliardowe obroty, wykazywały zerowy CIT. Jedna z nich, zagraniczna, przy 640 mln obrotu odnotowała ostatnio 100 mln straty. Ja przy takim obrocie osiągnąłbym 7 mln zysku, zapłaciłbym 2 mln podatku dochodowego i ZUS-u, dając jednocześnie Polakom gwarancję bezpieczeństwa, której zagraniczny podmiot nie daje. Kolejnym zagrożeniem, być może najpoważniejszym, była potencjalna utrata kontroli nad rynkiem, warunkującym bezpieczeństwo Polaków, państwa i budżetu na rzecz kilku zagranicznych podmiotów. Sytuację tę obrazuje następujący przykład: 2 mln Polaków chorych na cukrzycę, których życie zależy od dostępu do insuliny, a której dostępność można czasowo wstrzymać, to znakomity argument do trzymania państwa w szachu i zmuszania do spełniania żądań. Od zwiększania nakładów na leki, po wymuszanie innych działań korzystnych dla sieci, producentów leków czy nawet obcych służb. Każdy rząd ugnie się pod presją milionów obywateli, którym grozi śmierć.