Branża hotelarska i restauracyjna, usługi opiekuńcze i pielęgniarskie to te sektory nakręcały w ostatnich latach wzrost zatrudnienia w najbardziej rozwiniętych krajach świata należących do OECD.Według opublikowanych w tym tygodniu danych Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju wskaźnik zatrudnienia wśród osób w wieku 15–64 lat niemal w każdym z państw członkowskich jest teraz na historycznie wysokim poziomie.
Czytaj także: Polska pensja mniej konkurencyjna
To zasługa pokryzysowego odbicia w gospodarce, które przełożyło się w latach 2010–2017 na miliony nowych miejsc pracy. Tyle tylko, że większość z nich powstała w branżach, gdzie zarówno produktywność, jak i wynagrodzenia są poniżej średniej. Dobrze to widać w największych gospodarkach OECD, w tym w USA, gdzie po 2010 r. liczba gorzej płatnych miejsc pracy wzrosła o prawie 7 proc. czyli o 9,6 mln. To ponad trzykrotnie więcej niż w branżach z wyższymi wynagrodzeniami (2,6 mln). Podobny trend – choć na nieco mniejszą skalą – widać też w Wielkiej Brytanii i Niemczech.
Jak zwracają uwagę eksperci OECD, wzrost zatrudnienia po 2010 r. był związany w dużej mierze z niskim poziomem inwestycji zwiększających produktywność. Szczególnie w pierwszych latach po kryzysie finansowym zniżkowa presja na wynagrodzenia była na tyle silna, że firmom bardziej opłacało się zwiększać zatrudnienie, niż inwestować w poprawę wydajności. Wprawdzie ostatnie lata przyspieszyły wzrost płac, ale w większości państw OCED jego tempo nie dorównuje temu sprzed kryzysu. W Grecji, Hiszpanii i we Włoszech realne płace do dziś nie wróciły do poziomu sprzed 2008 r. I to właśnie tam od 2010 r. najbardziej zmniejszyła się liczba miejsc pracy w branżach, w których produktywność i wynagrodzenia były powyżej średniej.