Jesienią ubiegłego roku kobiety zajmowały już 34,7 proc. stanowisk we władzach największych spółek giełdowych w krajach Unii – podkreśla Europejski Instytut ds. Równości Kobiet i Mężczyzn (EIGE). Zwraca też uwagę, że w krajach, które już wprowadziły obowiązkowe kwoty dla kobiet, ich udział we władzach największych spółek przekracza 40 proc. Natomiast w państwach, gdzie kwot nie wprowadzono, ten odsetek wynosił średnio 17,8 proc.
Wzrośnie on z końcem czerwca 2026 r., gdy wszystkie duże spółki giełdowe w Unii będą zobowiązane do spełnienia wymogów dyrektywy Women on Boards. Oznacza to co najmniej 40 proc. kobiet w radach nadzorczych albo 33 proc. we władzach, w tym w zarządach (ten drugi model wybrano w Polsce).
Jak jednak zwraca uwagę raport „Równość a aspiracje zawodowe kobiet i mężczyzn” ośrodka badawczego GRAPE i UN Global Compact Network Poland, duże spółki giełdowe postrzegane jako liderzy na rynku stanowią zaledwie 0,04 proc. wszystkich firm w Europie. Dlatego też badacze z GRAPE wzięli pod lupę znacznie większą grupę, bo niemal 100 milionów firm z 44 krajów Europy. Wyniki ich pięcioletnich badań wykazały, że niemal 70 proc. spółek kapitałowych w Europie nie ma we władzach ani jednej kobiety. Co więcej, nawet w spółkach, które nie są zarządzane wyłącznie przez mężczyzn, w zarządzie najczęściej jest tylko jedyna kobieta. W tej grupie są np. spółki z sektora IT, gdzie średni udział kobiet w zarządach i radach nadzorczych wynosi tylko 16 proc.
Autorzy raportu przypominają, że większa różnorodność płci we władzach firm nie tylko pozytywnie wpływa na ich wyniki finansowe, ale i pomaga w ograniczeniu luki płacowej. Tymczasem z analizy GRAPE wynika, że choć w Polsce ta luka powoli maleje, to nadal – przy porównaniu takiej samej pracy – kobiety zarabiają 85 groszy na stosunku do każdej złotówki zarobionej przez mężczyzn. Równą płacę za równą pracę częściej zapewniają spółki, które w większym stopniu korzystają z talentów menedżerskich pań.