Firmy wstrzymały zatrudnianie, co siódma jeszcze pod koniec roku zastanawiała się nad zmniejszeniem liczby pracowników, a tylko co 16. nad przyjęciem nowych. Taką sytuację najbardziej dotkliwie odczują młodzi ludzie bez doświadczenia. Ich szanse na znalezienie pracy są minimalne.
Gdyby nawet spełniły się zapowiedzi premiera Donalda Tuska, że w tym roku powstanie 400 tys. nowych miejsc pracy, byłby to najgorszy wynik od 2007 roku. Jak wynika z danych GUS (dotyczą miejsc pracy w firmach, gdzie pracuje choć jedna osoba), w ostatnich latach jedynie w 2006 roku powstało ok. 385 tys. miejsc pracy, w kolejnych było to od 500 do 600 tys. Dlatego bezrobocie rejestrowane może w tym roku może sięgnąć 14 proc., ale nie z powodu zwolnień, lecz właśnie dlatego, że młodzi ludzie wchodzący na rynek pracy nie znajdą zatrudnienia.
– Rzeczywiście, każdego roku powstawało zdecydowanie więcej nowych miejsc pracy niż prognozowane 400 tys. Niemniej nawet te 400 tys. wydają się bardzo optymistyczne – ocenia Monika Zakrzewska, ekspert PKPP Lewiatan. Przypomina badania firmy Manpower, gdzie w pierwszym kwartale tego roku tylko 9 proc. firm wskazuje na wzrost zatrudnienia przy 15 proc. zamierzających je zredukować.
– Po raz pierwszy od pięciu lat, od czasu gdy sprawdzamy kwartalny barometr nastrojów na rynku pracy, prognoza netto zatrudnienia jest ujemna. Więcej firm zamierza zwalniać pracowników, niż ich zatrudniać. Negatywna tendencja pojawiła się jesienią, a początek roku ją wzmocnił – mówi Iwona Janas, dyrektor generalna Manpower Group. Nastroje pracodawców są gorsze niż w 2009 r. A to oznacza, że sytuacja na rynku pracy może być jeszcze trudniejsza.
Przy czym jest ona różna w zależności od branży. Widoczna jest zapaść w budownictwie, nie jest dobrze także w firmach przemysłowych. Za to niezłe są wciąż jeszcze perspektywy zatrudnienia w transporcie, logistyce i handlu.