Robert, kierownik w wydawnictwie, nadrabia teraz zaległości po ponadtygodniowym zwolnieniu. Wcześniej przez miesiąc próbował „przechodzić" przeziębienie, które zakończyło się kokluszem i kuracją antybiotykową. Jego koleżankę z pracy Kasię do lekarza wysłali zaniepokojeni (także o własne zdrowie) koledzy z działu, słysząc przez kilkanaście dni jej coraz bardziej nasilający się kaszel. Lekarz stwierdził u niej zapalenie oskrzeli.
W Polsce nie ma danych , które oceniłyby straty spowodowane przez pracowników przychodzących do biura mimo choroby. Jak twierdzą pracodawcy, dużo większym problemem jest nadużywanie zwolnień lekarskich – w statystykach absencji chorobowych Polacy plasują się w ścisłej europejskiej czołówce.
Bez premii za obecność
Eksperci ds. HR zwracają uwagę, że duża liczba zwolnień lekarskich to przejaw niskiego zaangażowania pracowników, dlatego też w okresach wysokiego bezrobocia, gdy ludzie bardziej boją się o pracę, liczba L-4 i dni chorobowych może maleć.
Tak było np. w I półroczu minionego roku, gdy – według statystyk ZUS (nowszych danych na razie nie ma) – liczba wystawionych zwolnień spadła o pół miliona w porównaniu z tym samym okresem 2011 r., do 8,4 mln. Nie widać więc było typowych dla okresów kryzysu ucieczek na chorobowe części pracowników zagrożonych zwolnieniem z pracy. Zdaniem ekspertów, ten spadek mógł być efektem większej kontroli zwolnień i rosnącej liczby samozatrudnionych.
Jednak kichający pracownik z gorączką przy biurku to wątpliwa korzyść dla pracodawcy. W USA branżowy magazyn „Journal of Occupational and Environmental Medicine" szacuje, że ponad dwie trzecie strat produktywności związanych ze zdrowiem powodują nie zwolnienia chorobowe, ale osoby z chronicznymi czy zaraźliwymi dolegliwościami, które wprawdzie pracują, ale mało wydajnie. Nic dziwnego, że firmy w USA zaczynają odchodzić od popularnych kiedyś nagród za 100-proc. obecność w pracy, które zachęcały chorych pracowników do stawienia się w biurze.