Tak wynika z analiz, jakie w marcowej projekcji inflacji przedstawili ekonomiści NBP. Przedsiębiorcy przyznają, że to dość optymistyczna prognoza. – W najbliższym czasie podwyżki mogą co najwyżej wyrównywać inflację – przyznaje Agnieszka Durlik-Khouri, ekspert Krajowej Izby Gospodarczej.
Jerzy Bartnik, szef Związku Rzemiosła Polskiego, mówi: – Nie widzę niestety przesłanek do ożywienia gospodarczego od trzeciego kwartału. Obym się mylił, ale takich perspektyw nie widać w małym biznesie i w usługach. Firmy zmagają się z mniejszymi zamówieniami, więc bardziej niż nad podnoszeniem płac zastanawiają się nad zwolnieniami pracowników. – Jego zdaniem na podwyżki wynagrodzeń mogą liczyć wąskie grupy specjalistów, w tym ci, którzy pomagają firmom restrukturyzować się w czasach spowolnienia.
Zdaniem Wiktora Wojciechowskiego, głównego ekonomisty Invest Banku SA, już w dzisiejszych danych o wynagrodzeniu w sektorze przedsiębiorstw (czyli w firmach, gdzie pracuje od 10 osób) zapisany będzie realny wzrost płac. Ale także on przyznaje, że na podwyżki liczyć może tylko część osób: – Moim zdaniem głównym motorem wzrostu PKB w Polsce w tym roku będzie eksport. Potwierdzają to m.in. prognozy NBP. I dlatego w branżach zależnych od eksportu należy oczekiwać poprawy wielkości zamówień i tam też jako pierwsza ma szanse pojawić się przestrzeń do podwyżki wynagrodzeń – dodaje. Ekonomista uważa, że płace będą wyraźniej rosły także w sektorze usług biznesowych. Zwraca uwagę na to, iż ta branża rozwija się dynamicznie w ostatnich latach, a spowolnienie w krajach Europy Zachodniej może nawet wzmocnić presję na przenoszenie pewnych usług (np. księgowości) do Polski. Na wzrost płac raczej nie mają natomiast co liczyć pracownicy sektora budowlanego oraz branża finansowa, zorientowana na rynek krajowy (m.in. bankowość detaliczna, bo popyt na kredyt będzie niski).
Podobnie uważa Adam Czerniak, ekonomista z SGH. Jego zdaniem rosnący PKB i wzrost wydajności nie skłonią wielu przedsiębiorców do podwyżek: – Sytuacja finansowa znacznej części firm się pogarsza – mówi Czerniak. Tłumaczy, że w takiej sytuacji płace podnosi się jedynie, gdy jest to konieczne do utrzymania pracownika na stanowisku. A ponieważ bezrobocie wciąż będzie rosło, to presja pracowników na podwyżki będzie mała. – Nisko opłacanym pracownikom będzie trudno znaleźć inną, lepiej płatną pracę, nawet za zachodnią granicą. Z taką sytuacją będą musieli się liczyć zatrudnieni w całej gospodarce, zwłaszcza w branżach, których dotkną zwolnienia – przemyśle, budownictwie, finansach, handlu, transporcie i na rynku mieszkaniowym – dodaje Adam Czerniak.
– Płace będą podnosić ci, którzy ostatnio mocno zwalniali – uważa Piotr Soroczyński, główny ekonomista KUKE SA. Jego zdaniem pracodawcy będą rewaloryzować płace w miarę równo, by wyrównać inflację (za ostatni rok lub kilka ostatnich lat) i by wzmocnić zaangażowanie załogi. – Mogą też zastosować inną metodę: przywrócić nagrody i dodatki niedawno zabrane czy zmniejszone. W ten sposób także płace wzrosną, ale bez formalnej zmiany uposażeń nominalnych i wartości zapisanych w umowach o pracę – dodaje. Tomasz Kaczor, główny ekonomista BGK, zwraca uwagę na to, że w części firm i instytucji nie tylko zamrażano płace, ale także je zmniejszano czasowo: – Jeśli płace wrócą do poprzednich wysokości, to widoczny będzie ich wzrost, choć pracownicy nie będą tego traktowali jako podwyżek.