Ideologiczny spór o pracowników delegowanych

Polscy socjaliści proponują utrudnienia w delegowaniu pracowników. Parlament Europejski zagłosuje dziś nad zmianami w dyrektywie.

Publikacja: 16.04.2014 13:35

Danuta Jazłowiecka eurodeputowana PO, sprawozdawczyni dyrektywy

Danuta Jazłowiecka eurodeputowana PO, sprawozdawczyni dyrektywy

Foto: Fotorzepa, Sławomir Mielnik Sławomir Mielnik

Unijne firmy wysyłają co roku milion pracowników do innych krajów UE, aby wykonywali tam powierzone im kontrakty. 200 tys. z nich to Polacy. W myśl zapisów dyrektywy o delegowaniu pracowników każdy z nich musi otrzymywać na miejscu pensję zgodnie z lokalnymi przepisami, a więc np. Polak w Belgii przynajmniej minimum belgijskie, czyli obecnie ok. 1500 euro. Ale jego składki społeczne i zdrowotne płacone są w kraju pochodzenia, czyli w tym przypadku w Polsce. Ponieważ w naszym kraju wynagrodzenia są znacznie niższe niż na Zachodzie, pracownik gotów jest wyjechać i pracować za granicą nawet za tamtejsze minimum. Do tego pracodawca ponosi niższe koszty zabezpieczenia społecznego, w  sumie więc jego oferta jest bardziej atrakcyjna niż zachodniego przedsiębiorcy.

To może się jednak zmienić w zależności od tego, jaki kształt przyjmie nowa dyrektywa precyzująca zasady delegowania pracowników. Już osiągnięty kompromis zwiększa prawa pracownicze i czyni delegowanie nieco trudniejszym. Dodatkowo będą głosowane poprawki, zgłoszone przez grupę posłów socjalistycznych, które cały kompromis wywracają. Jeśli zostaną przyjęte, to prace nad dyrektywą muszą zacząć się od nowa, co stwarza ryzyko, że trudnego kompromisu (12 spotkań negocjacyjnych Rady UE i Parlamentu Europejskiego) nie da się powtórzyć.

– Trudno ocenić, jak pójdzie głosowanie, podziały przebiegają wewnątrz grup politycznych – mówi „Rz" Danuta Jazłowiecka, eurodeputowana PO, sprawozdawczyni dyrektywy. Według niej poprawki są niebezpieczne, bo służą tylko temu, żeby dyrektywa nie przeszła. – A w nowej kadencji rośnie ryzyko znacznie gorszego kompromisu. Dla lewicy niesłychanie kuszące jest obalenie zasady pensji minimalnej i wprowadzenie np. wynagrodzenia średniego lub zwyczajowego – tłumaczy europosłanka.

Poprawki grupy posłów socjalistycznych przewidują otwarcie katalogu środków kontrolnych. Przedsiębiorca delegując pracowników do pracy za granicę, musiałby się więc liczyć z nieoczekiwanymi, nieokreślonymi z góry wymogami i dodatkowymi procedurami biurokratycznymi. Z kolei komuniści proponują rozszerzenie zasady odpowiedzialności solidarnej. Kompromis przewiduje, że pracownicy delegowani będą mogli mieć roszczenia np. o niewypłacone pensje do kolejnej firmy w łańcuchu wykonawców. Ale tylko do jednej i tylko w budownictwie. Tymczasem komuniści proponują, aby zasada solidarności dotyczyła wszystkich branż. I aby za błędy wszystkich podwykonawców odpowiadał główny inwestor.

Pod poprawkami zgłoszonymi przez socjalistów podpisali się też członkowie SLD. To wzbudziło krytykę przedsiębiorców. – Popierane przez europosłów SLD zapisy nie prowadzą do lepszego przestrzegania praw pracowniczych, lecz de facto do wprowadzenia embarga na polskie usługi w Europie. Skutkiem tego będzie likwidacja 340 tys. miejsc pracy oraz upadek 24 tys. polskich firm, w większości małych i średnich firm rodzinnych – uważa Stefan Schwarz, prezes Zarządu Inicjatywy Mobilności Pracy.

Przed zarzutami broni się Wojciech Olejniczak, współautor poprawek, szef polskich socjalistów w PE. Ale przyznaje, że do delegowania podchodzi zupełnie inaczej niż PO. – Ich myślenie było dobre 10 lat temu: im mniej barier, tym lepiej. Wcale nie musimy wygrywać miejsc pracy na Zachodzie na zasadzie taniej siły roboczej o gorszych osłonach socjalnych – powiedział „Rz" europoseł. Olejniczak zapowiedział, że polscy socjaliści poprą poprawki, bo lepsza jest dyrektywa w późniejszym terminie, ale lepiej chroniąca prawa pracowników. Jeśli jednak poprawki nie przejdą, to wtedy nie zagłosują przeciwko samej dyrektywie, lecz wstrzymają się od głosu. – Bo ten kompromis, choć nam się nie podoba, jest i tak lepszy niż obowiązujące prawo – tłumaczy.

Unijne firmy wysyłają co roku milion pracowników do innych krajów UE, aby wykonywali tam powierzone im kontrakty. 200 tys. z nich to Polacy. W myśl zapisów dyrektywy o delegowaniu pracowników każdy z nich musi otrzymywać na miejscu pensję zgodnie z lokalnymi przepisami, a więc np. Polak w Belgii przynajmniej minimum belgijskie, czyli obecnie ok. 1500 euro. Ale jego składki społeczne i zdrowotne płacone są w kraju pochodzenia, czyli w tym przypadku w Polsce. Ponieważ w naszym kraju wynagrodzenia są znacznie niższe niż na Zachodzie, pracownik gotów jest wyjechać i pracować za granicą nawet za tamtejsze minimum. Do tego pracodawca ponosi niższe koszty zabezpieczenia społecznego, w  sumie więc jego oferta jest bardziej atrakcyjna niż zachodniego przedsiębiorcy.

Rynek pracy
Kogo szukają pracodawcy? Rośnie liczba wolnych miejsc pracy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rynek pracy
Coraz więcej niepracujących przypada na pracujących. W tych regionach jest najgorzej
Rynek pracy
Coraz więcej pracujących cudzoziemców. Najwięcej jest ich na Mazowszu
Rynek pracy
Listopadowe dane z rynku pracy w USA nieco lepsze od prognoz
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Rynek pracy
Czy strategia migracyjna zatrzyma boom w budownictwie